niedziela, 26 lutego 2023

Recenzja Jupiter Zeus „Frequency Prison”

 

Jupiter Zeus

„Frequency Prison”

Self-Release 2023

Nigdy nie spotkałem się z tym zespołem, ale podobno nigdy nie jest za późno. Jupiter Zeus, jak źródła donoszą, to już weterani na scenie psychodelicznego rocka w Zachodniej Australii. Swoją epkę wypuścili w 2011 roku i zawierała ona dawkę ciężkiego i melodyjnego rock ‘n’ roll’a. Jak historia głosi z każdą kolejną produkcją dokładali kilogramów kompozycjom, aż do momentu wydania, omawianej trzeciej płyty, która jest najcięższą wersją ich muzykowania. Te czternaście kawałków, to nic innego jak dość poważnie przybrudzony rock, mający swe korzenie w latach siedemdziesiątych. Słychać tu mnóstwo naleciałości Black Sabbath czy Pentagram. Oprócz typowych dla tego typu muzykowania zagrywek, które bez dwóch zdań zapraszają do tańców godowych, dostajemy pokaźną liczbę halucynogennych chwytów, mieszających się bezustannie z głównymi riffami, które bujają w stonerowym stylu. Wszystko to podane z użyciem ziarnistych i nisko nastrojonych gitar, momentami trzeszczącego basu oraz precyzyjnej perkusji. Wszystkiemu towarzyszą nostalgiczne wokale, przypominające niekiedy Peter’a Steele’a, Alice In Chains, ale wokalista Simon Staltari potrafi całkiem nieźle też zaryczeć. Jupiter Zeus gra nawet przyjemną wersję brudnego rock ‘n’ roll’a, w której słychać wpływy kapeli, z której wyrósł, a mianowicie death / groove metalowego Nebula, który zakończył swoją karierę na pierwszej płycie „Sadness vs Madness”. Mając doświadczenie w cięższym graniu, odpowiednio doprawili swego rocka i zanurzając się w kwaśnej atmosferze wyżej wspomnianych lat drugiej połowy ubiegłego wieku, zapodają narkotyczną muzę nie tylko dla harleyowców, ale też dla tych, co czasami potrzebują wytchnienia od mocnych brzmień i jednocześnie zbytnio oddalać się od nich nie chcą.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz