Infernal
Bizarre
„Mroczne
Dziedzictwo”
Via Nocturna 2022
Jeśli wierzyć w to, co ma do powiedzenia Metal
Archives, to Infernal Bizarre datują swoje początki na rok dziewięćdziesiąty
siódmy. Co prawda pierwsze nagrania rodziły się chyba w wielkich bólach i na
świat przyszły dopiero osiem lat później, ale jak to się mówi, życie pisze
scenariusze różne. Mniejsza z tym. Dziś
na warsztat wziąłem ostatni, drugi, album chłopaków, wydany w zeszłym roku i
zatytułowany „Mroczne dziedzictwo”. Ktoś mi napomniał, że Infernal Bizarre
obracają się w klimatach death/thrash. No to chyba im się coś lekko odmieniło,
bo nowy materiał to stuprocentowy metal śmierci. Głównie w stylu amerykańskim,
choć słychać, że łowiczanie nie ograniczają inspiracji jedynie do ślepego
zapatrywania się w Wujka Sama. Wpływów w tej muzyce jest naprawdę sporo, ale
jednocześnie nie jest to jedynie odwzorowywanie klasyków, mimo iż o
oryginalność w death metalu i tak już dawno przestało chodzić. Tutaj słychać
wyraźnie starą szkołę i trzeba przyznać, że zadanie domowe w wykonaniu Infernal
Bizarre nie było spisywane na kolanie. Zespół całkiem pomysłowo łączy
wspomnianą Amerykę z odłamem europejskim. Dla przykładu wystarczy posłuchać
jednego tylko utworu „Apostata”, będącego dla mnie flagowym na tym krążku. Bez
silenia się na Alfę i Omegę usłyszeć tu możemy głośne echa, w kolejności
alfabetycznej: Incantation (charakterystyczne sprzężenia), Morbid Angel
(solówka), Pestilence z okresy „Spheres” (linie gitar) oraz Vader (gary). Jeśli
dodam, że w pozostałych kompozycjach jest równie kolorowo a panowie nie
zapominają też o klimacie szwedzkim, to przyznacie, że jest to faktycznie
urozmaicona mozaika. Infernal Bizarre mieszają w swoim blenderze składniki z
odpowiednią rozwagą, nie opierając się jedynie na blastach, ale i nie
przesadzając z partiami wolniejszymi. Te ostatnie dominują znacząco jedynie w
ostatnim na albumie, przed „Outro”, „Ofiara”, szczerze mówiąc nie do końca mi
tu pasującego. No ale tak sobie chłopcy wymyślili, to niech mają. Nie wspomnieć
jednak jeszcze nie wypada o wokalach. Te ryczane są w języku polskim i
stwierdzić muszę, że zachowując standardy gatunku, są naprawdę niegłupie i
dalekie od grafomanii. A jest to o tyle istotne, że growl Kamila jest dość
czytelny, więc śpiewanie farmazonów mogłoby mieć tu destrukcyjny wpływ na
całość. Tak na szczęście nie jest. Poza tym materiał brzmi nieźle. Kilka
drobiazgów można by poprawić, ale zawsze powtarzam, że jeśli coś ma być
organiczne, to lepsze małe wpadki niż przeprodukowanie. Podsumowując,
„Mrocznego Dziedzictwa” słucha się na pewno bez ziewania. Płyta jest równa i
odpowiednio zróżnicowana, jednocześnie utrzymana w określonym nurcie. Do
ekstraklasy może jeszcze trochę brakuje, ale zdecydowanie wiochy nie ma i do
ludzi można z tym śmiało wychodzić. Albo inaczej – znam przynajmniej kilka
nazw, które wybiły się szybciej i wyżej tylko dzięki sprawnemu wydawcy. Jeśli
chcecie przekonać się, że w death metal można też po naszemu, to sprawdźcie
sobie te nagrania.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz