poniedziałek, 20 lutego 2023

Recenzja Infernal Bizarre „Mroczne Dziedzictwo”

 

Infernal Bizarre

„Mroczne Dziedzictwo”

Via Nocturna 2022

Jeśli wierzyć w to, co ma do powiedzenia Metal Archives, to Infernal Bizarre datują swoje początki na rok dziewięćdziesiąty siódmy. Co prawda pierwsze nagrania rodziły się chyba w wielkich bólach i na świat przyszły dopiero osiem lat później, ale jak to się mówi, życie pisze scenariusze różne. Mniejsza z tym.  Dziś na warsztat wziąłem ostatni, drugi, album chłopaków, wydany w zeszłym roku i zatytułowany „Mroczne dziedzictwo”. Ktoś mi napomniał, że Infernal Bizarre obracają się w klimatach death/thrash. No to chyba im się coś lekko odmieniło, bo nowy materiał to stuprocentowy metal śmierci. Głównie w stylu amerykańskim, choć słychać, że łowiczanie nie ograniczają inspiracji jedynie do ślepego zapatrywania się w Wujka Sama. Wpływów w tej muzyce jest naprawdę sporo, ale jednocześnie nie jest to jedynie odwzorowywanie klasyków, mimo iż o oryginalność w death metalu i tak już dawno przestało chodzić. Tutaj słychać wyraźnie starą szkołę i trzeba przyznać, że zadanie domowe w wykonaniu Infernal Bizarre nie było spisywane na kolanie. Zespół całkiem pomysłowo łączy wspomnianą Amerykę z odłamem europejskim. Dla przykładu wystarczy posłuchać jednego tylko utworu „Apostata”, będącego dla mnie flagowym na tym krążku. Bez silenia się na Alfę i Omegę usłyszeć tu możemy głośne echa, w kolejności alfabetycznej: Incantation (charakterystyczne sprzężenia), Morbid Angel (solówka), Pestilence z okresy „Spheres” (linie gitar) oraz Vader (gary). Jeśli dodam, że w pozostałych kompozycjach jest równie kolorowo a panowie nie zapominają też o klimacie szwedzkim, to przyznacie, że jest to faktycznie urozmaicona mozaika. Infernal Bizarre mieszają w swoim blenderze składniki z odpowiednią rozwagą, nie opierając się jedynie na blastach, ale i nie przesadzając z partiami wolniejszymi. Te ostatnie dominują znacząco jedynie w ostatnim na albumie, przed „Outro”, „Ofiara”, szczerze mówiąc nie do końca mi tu pasującego. No ale tak sobie chłopcy wymyślili, to niech mają. Nie wspomnieć jednak jeszcze nie wypada o wokalach. Te ryczane są w języku polskim i stwierdzić muszę, że zachowując standardy gatunku, są naprawdę niegłupie i dalekie od grafomanii. A jest to o tyle istotne, że growl Kamila jest dość czytelny, więc śpiewanie farmazonów mogłoby mieć tu destrukcyjny wpływ na całość. Tak na szczęście nie jest. Poza tym materiał brzmi nieźle. Kilka drobiazgów można by poprawić, ale zawsze powtarzam, że jeśli coś ma być organiczne, to lepsze małe wpadki niż przeprodukowanie. Podsumowując, „Mrocznego Dziedzictwa” słucha się na pewno bez ziewania. Płyta jest równa i odpowiednio zróżnicowana, jednocześnie utrzymana w określonym nurcie. Do ekstraklasy może jeszcze trochę brakuje, ale zdecydowanie wiochy nie ma i do ludzi można z tym śmiało wychodzić. Albo inaczej – znam przynajmniej kilka nazw, które wybiły się szybciej i wyżej tylko dzięki sprawnemu wydawcy. Jeśli chcecie przekonać się, że w death metal można też po naszemu, to sprawdźcie sobie te nagrania.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz