Minenwerfer
„
Feuerwalze”
Osmose
Prod. 2023
Zapewniał mnie jakiś czas temu w mediach
społecznościowych kolega, że ostatnio francuskie Osmose rządzi i dzieli. Jako
iż w przypadku nowego albumu Funeral Winds faktycznie padłem na kolana,
postanowiłem, nie bacząc na wszelkie uprzedzenia, którym to nie raz już dawałem
wyraz, sprawdzić inne, najnowsze wyrzygi tego labelu. No i oto mamy
Minenwerfer. Kapelka ze Stanów, z Kaliforni, krainy mrozem i śniegiem płynącej.
Płyta numer cztery. Logo, okładka oraz sama nazwa wybitnie wojenne. Czyli
wpierdol pod Marduk będzie, pomyślałem w pierwszej chwili. No, może i jakieś
pierwiastki tego rodzaju Szwedzizny się w graniu na „Feuerwalze” faktycznie
znajdą. Nie da się też zaprzeczyć, że Amerykanie mocno się swojej muzyce
spieszą. Okraszają ją przy okazji dość melodyjnymi solówkami i agresywnymi
tremolo. Faktycznie jest głównie po skandynawsku, jeśli nie liczyć przewijających
się co jakiś czas wstawek czy sampli z gadaniem w języku drutu kolczastego.
Innych skojarzeń przy muzyce Monenwerfer także można mieć co niemiara. Jest tu
kapka Impaled Nazarene, Mayhem, Enthroned czy nawet Setherial. Panowie nawet
zgrabnie oddaja klimat północnego wkurwu, przesiąkniętego bezwzględnym mrozem.
Znajdzie się w tych nagraniach garstka melodii przypominającej dawne czasy, bez
dwóch zdań. Jednak mam także kilka zastrzeżeń. Przede wszystkim nie leży mi tu
kompletnie wokal. Niby jadowity, ale zarazem jakiś taki sztuczny, bez
odpowiedniej siły wyrazu. Nie wiem, nazwałbym go nieco rozmytym. I rzecz druga.
Słuchając tego albumu absolutnie nie czuje podniety. Może i jest to muzyka
zagrana poprawnie, ale jest w niej od chuja fragmentów które mnie cholernie dekoncentrują.
Najlepszym tego przykładem niech będzie nieco zbyt przesłodzona partia solowa w
połowie „Eternal Attrition”, albo w „Sturmtruppen III (Sommekämpfer)”. Zbyt
heavymetalowe, jak mawia mój ziom. I chyba nie do końca pasujące do całości.
Takie małe niuanse momentalnie sprowadzają poziom adrenaliny towarzyszącej
Minenwerfe do poziomu „start” i sprawiają, że postrzegam tą płytę jako totalnie
przeciętną. Bo zdaje mi się, że czerpać z klasyki a czerpać z klasyki to jednak
spora różnica. „Feuerwalze” jest płytą z Osmose. Taką typową, blackmetalową,
stanowiącą wyznacznik średniości w black metalu. Odsłuchać można, bo nie boli,
ale żeby się w niej zauroczyć? Nie ma szans.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz