TASSACK
„Ogień
w Szopie”
Independent
2022
Jak
to się śmiesznie kurwa czasami życie plecie. Za kilka dni, w mym rodzimym kurwidołku,
na kolejnej edycji Metalowego Początku Roku, w towarzystwie równie zacnych
załóg anonsowany jest budzyński Tassack,
a tu właśnie wpada w moje łapy ich trzeci duży i ostatni jak na razie, wydany
pod koniec zeszłego roku, pełny album zatytłany, znaczy się zatytułowany „Ogień
w Szopie”. Zaraz więc ochoczo zabrałem się za ten materiał, aby wiedzieć, z
czym będę miał do czynienia (tak się bowiem złożyło, że nazwa kapeli była mi
znana, ale jakoś tak psiejsko, czarodziejsko nigdy wcześniej niedane mi było
usłyszeć ich muzyki). Tak więc odpaliłem sobie „Ogień…” i z miejsca zostałem
jebnięty o ścianę z taką siłą, że ledwo wytrzymała to moja miednica. Ta płytka
poniewiera w pizdu! Nie ma to, tamto! Dawno nie słyszałem na naszej scenie tak
wyjebanego w kosmos, podlanego polskim humorem Thrash Metalu o tradycyjnym
sznycie. Nie muszę chyba po raz kolejny przypominać, czym charakteryzuje się
ten gatunek, jednak Tassack naprawdę szyje tak, że aż się kurwa okrężnica z
radości budzi do pracy i trudno w niej utrzymać śmierdzący ładunek, który chce
się wydostać w postaci niekontrolowanego wytrysku z brązowego słoneczka. I nie
chodzi mi tu bynajmniej o zajebiście napierdalające bębny o wysokim stopniu
technicznego zaawansowania, dźwięczny, wyrazisty bas, kreślący matematyczne
wręcz, dokładne wzory, które dla przeciętnego, rzetelnego, basowego wyrobnika
są jeno bardzo mokrym snem, wyrywające z buciorów, zadziorne, jadowite, po
całości rozpierdalające w chuj riffy, czy też doskonale pasujące do warstwy
muzycznej, nasycone agresją wokale, osadzone (jak zresztą cały ten materiał) w
klasyce gatunku z lat 90-tych. To, co jednak każdorazowo rozpierdala mnie
podczas słuchania tej płytki, to, poza poczuciem humoru w moim stylu, prawdziwy
luz i szczerość, jaka bije z muzy Tassack i za każdym razem chłoszcze mi ryj do
krwi ostatniej. Bez napinki, sztucznych ograniczeń, czy parcia na szkło. Only True
Thrash Metal/Crossover as Fuck! Po raz kolejny kurwa potwierdza się fakt, że
Polska scena metalowa, to potęga niezmierzona, ale nie ma się co dziwić, gdyż
pracowaliśmy na to długimi latami! A wracając do meritum sprawy, „Ogień w
Szopie” to produkcja miażdżąca, która zrobiła mi kuku, jak chuj. No, ale jakże
mogło być inaczej, skoro praktycznie każdy, zawarty tu wałek niszczy, a petardy
pokroju „Ogień w Szopie”, „Oko Menela”, „S.M.R”, „NITRO”, czy „Atak Skorpiona”
po prostu rozpierdalają niczym Mister Glapiński, który mówi, że nie jest źle,
gdyż będąc na zakupach, wydał na chleb i masło jedynie kilkadziesiąt złotych.
Cóż tu jeszcze dodać? Serce me raduje się wielce, iż niebawem ujrzę tych
traszowych popaprańców na żywca, gdyż „Ogień…” to naprawdę jazda na pełnej piździe i rozpierdol pierwsza klasa. Świetna płytka.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz