Venefices
„Incubacy”
NWN!
Prod. 2023
Było demo „Succubacy”, to po dwóch latach mamy do
pary EP-kę „Incubacy”, czyli Sadist i Desolator kontynuują dzieło zniszczenia.
Panów przedstawiać nie trzeba, tak samo chyba jak wdawać się w rozkładanie na
czynniki pierwsze zawartych na tym wydawnictwie kompozycji, bowiem kto
wspomnianych dżentelmenów zna, ten wie, że w tańcu się nie pierdolą. Mamy tu
pięć numerów zamykających się w osiemnastu minutach dźwiękowej anihilacji.
Muzyka zawarta na „Incubacy” nie ma nic wspólnego z obecnie panującą modą. Nie
jest ani melodyjna ani łatwo przystępna. Jest brudna, chamska i wulgarna.
Oparta na bombardujących wszystko wokół perkusyjnych kanonadach,
niejednokrotnie chaotycznych i wściekłych gitarowych harmoniach oraz
przekrzykujących się wzajemnie jadowitych growlach, brzmiących jak harkot
demonów zagryzających w amoku anielice w dniu wojny ostatecznej. Trzeba przyznać,
że to chyba właśnie wokale stanowią najsilniejszy punkt tej EP-ki, bo
faktycznie powodują, iż włosy na plecach stają dęba. Oczywiście samej muzyce
nie mam bynajmniej nic do zarzucenia. Jeśli tasujecie się przy takich aktach
jak Revenge, Conqueror, Von, Blasphemy czy (nie bez powodu) Bestial Raids, to
na „Incubacy” znajdziecie właśnie tego gatunku muzyczną orgię. Powiecie, że
takiego grania jest od chuja i trochę a wszystko to brzmi tak samo? To może
odpowiem obrazowo. Ile razy widzieliście wizerunek Bafometa? Jesteście pewni,
że ten z okładki powyżej jest identyczny? No właśnie. Zresztą Venefices w dupie
mają trendy i w dupie mają moje porównania. Chłopaki robią swoje, we własnym
stylu, i robić zapewne będą nadal, bo forma im ewidentnie dopisuje. Daj im
zatem Szatanie siłę i natchnienie, by kolejnym wydawnictwem zespołu był już
pełny album. Będę go wypatrywał jak pojebion. W międzyczasie wracam do
„Incubacy”, mimo iż zdążyłem się już tych piosenek nauczyć na pamięć. Cudny
rozpierdol!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz