środa, 8 lutego 2023

Recenzja Venefices „Incubacy”

 

Venefices

„Incubacy”

NWN! Prod. 2023

Było demo „Succubacy”, to po dwóch latach mamy do pary EP-kę „Incubacy”, czyli Sadist i Desolator kontynuują dzieło zniszczenia. Panów przedstawiać nie trzeba, tak samo chyba jak wdawać się w rozkładanie na czynniki pierwsze zawartych na tym wydawnictwie kompozycji, bowiem kto wspomnianych dżentelmenów zna, ten wie, że w tańcu się nie pierdolą. Mamy tu pięć numerów zamykających się w osiemnastu minutach dźwiękowej anihilacji. Muzyka zawarta na „Incubacy” nie ma nic wspólnego z obecnie panującą modą. Nie jest ani melodyjna ani łatwo przystępna. Jest brudna, chamska i wulgarna. Oparta na bombardujących wszystko wokół perkusyjnych kanonadach, niejednokrotnie chaotycznych i wściekłych gitarowych harmoniach oraz przekrzykujących się wzajemnie jadowitych growlach, brzmiących jak harkot demonów zagryzających w amoku anielice w dniu wojny ostatecznej. Trzeba przyznać, że to chyba właśnie wokale stanowią najsilniejszy punkt tej EP-ki, bo faktycznie powodują, iż włosy na plecach stają dęba. Oczywiście samej muzyce nie mam bynajmniej nic do zarzucenia. Jeśli tasujecie się przy takich aktach jak Revenge, Conqueror, Von, Blasphemy czy (nie bez powodu) Bestial Raids, to na „Incubacy” znajdziecie właśnie tego gatunku muzyczną orgię. Powiecie, że takiego grania jest od chuja i trochę a wszystko to brzmi tak samo? To może odpowiem obrazowo. Ile razy widzieliście wizerunek Bafometa? Jesteście pewni, że ten z okładki powyżej jest identyczny? No właśnie. Zresztą Venefices w dupie mają trendy i w dupie mają moje porównania. Chłopaki robią swoje, we własnym stylu, i robić zapewne będą nadal, bo forma im ewidentnie dopisuje. Daj im zatem Szatanie siłę i natchnienie, by kolejnym wydawnictwem zespołu był już pełny album. Będę go wypatrywał jak pojebion. W międzyczasie wracam do „Incubacy”, mimo iż zdążyłem się już tych piosenek nauczyć na pamięć. Cudny rozpierdol!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz