niedziela, 19 lutego 2023

Recenzja MONASTERIUM „Cold Are The Graves”

 

MONASTERIUM

„Cold Are The Graves”

Nine Records 2022

Krakowski Klasztor powrócił po trzech latach ciszy ze swym trzecim albumem długogrającym. Powrócił, zamknął ryje krytykom i niedowiarkom, oraz rozwiał wszelkie wątpliwości, kto obecnie rządzi na polskiej scenie klasycznego Heavy/Doom Metalu. Czy aby tylko na scenie polskiej? Oczywiście, że kurwa nie! Monasterium, to klasa światowa, a „Cold Are The Graves”, to płytka, która plasuje się wg mnie zdecydowanie w czubie tabeli, jeżeli chodzi o produkcje ze wspominanego tu już, tradycyjnego nurtu, jakie ukazały się Anno Bastardi 2022. „Zimne Są Groby” to zatem wyśmienita, ciężka, esencjonalna, Doom Metalowa płyta zbudowana na kanonicznych wręcz wzorcach gatunku, przywołująca na myśl  najlepsze produkcje spod znaku Candlemass/Memento Mori, Solitude Aeturnus, Solstice, czy w nieco mniejszym stopniu Cirith Ungol i Manilla Road. Wszystko, co słyszę na tej płycie, w chuj robi mi dobrze. Począwszy od monumentalnych, miażdżących bębnów, poprzez tłuste, mięsiste partie basu, zagęszczone, majestatyczne, klasycznie płynące riffy i wypasione, epickie partie solowe, na mocnych, czystych, przepięknie rezonujących wokalizach o narracyjnym szlifie skończywszy. Wyśmienitą robotę robią tu także konwencjonalne, organiczne aranżacje, jak i wciągające, odurzające, hipnotyzujące, melancholijne akcenty melodyczne, które budują ponurą, grobową, złowróżbną i zarazem nieco dramatyczną atmosferę całości.Przede wszystkim jednak muza naszego Monasterium, mimo że zakorzeniona głęboko w klasyce, jest przemyślana, kunsztowna i wyważona, ma swój własny charakter i punkt widzenia, będąc jednocześnie obezwładniającym, zwartym, przytłaczającym monolitem. Czuć także w tych dźwiękach, że panowie tworzą z wielką pasją i dumnie dzierżą flagę Heavy/Doom Metalu. Doprawdy, nie znajduję tu słabych punktów. Ze wszech miar doskonały album. I na tych kilku zdaniach zakończę tę recenzję. Myślę, że na temat „Cold Are The Grave” wyraziłem się wystarczająco jasno. Zresztą fani takiego grania rozkoszują się zapewne tym albumem już jakiś czas, a zajadli oponenci i ignoranci maści wszelakiej nie poczuliby siły tej płyty, nawet gdyby wepchnąć im ją do gardła tak głęboko, że wyszłaby im odbytem.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz