Seven Doors
„Feast Of The Repulsive Dead”
Redefining Darkness
Records 2023
Seven Doors
jest niedawno powstałym jednoosobowym projektem. Założył go trzy lata temu
niejaki Ryan Wills i jak dotąd nagrał epkę i kilka singli. Pod koniec stycznia
ukazał się jego debiutancki album, a jego zawartość stanowi dziesięć kawałków
metalu śmierci. Po fantastycznym wprowadzeniu dostarczonym przez Slasher’a Dave’a
z Acid Witch, zaczyna się dość intensywna death metalowa jazda. Gęste i brudne
riffy płyną tutaj w zmieniających się tempach, a ich brutalny charakter wypływa
w prostej linii z klasyki gatunku. Już po pierwszych taktach słychać, że ten
Brytyjczyk zakochany jest w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku, kiedy
to krwistość death metalu szła w parze z niesamowitą chwytliwością, a ta nie
wynikała z melodyjności, lecz ze specyficznego sposobu komponowania muzyki,
skoncentrowanym raczej na uzyskaniu rytmicznych akordów, które w połączeniu z
nieubłaganą perkusją i basem, dawały ścianę mięsistego dźwięku, mieląc przy tym
niczym maszynka do mięsa zwoje mózgowe słuchaczy. Tak samo jest w przypadku
„Feast Of The Repulsive Dead”, na której zawarto kwintesencję grania z tamtych
lat. Dźwięk poszczególnych instrumentów jest do bólu spójny, smród zgnilizny
czuć bardzo wyraźnie, a maziowata ropa płynie zewsząd. Skondensowane brzmienie
gitar generuje zdecydowane i miażdżące riffy, przechodzące niekiedy w
złowieszcze tremolo. Bębny i nisko tonowe wiosło z uporem maniaka walą po głowie,
a towarzyszący wszystkiemu growl Ryan’a do granic możliwości zagęszcza
materiał. W muzykowaniu Seven Doors można wyczuć wiele odniesień, które każdemu
fanowi death metalu od razu rzucą się na myśl, bo Wills nie stara się w żaden
sposób wynaleźć koła na nowo. Jego twórczość to zlepek najlepszych kapel z
tamtych lat. Wystarczy wymienić takie nazwy jak Cannibal Corpse, Suffocation,
Malevolent Creation czy wreszcie Deicide, aby dać wyobrażenie o tym krążku
potencjalnemu odbiorcy. Debiut Anglika to kawał solidnego defa wyprodukowanego
jak niegdyś robiło się to w Morrisound, choć trochę Sunlight też da się wyczuć.
Energia i barbaria wykreowane za pomocą właściwego warsztatu, przyprawione
szalonymi oaz niepokojącymi solówkami, z których dwie dołożyli od siebie w
dziesiątym utworze chłopaki z Skeletal Remains. Wydaje mi się, że zagorzali
fani gatunku powinni mieć tą pozycję na uwadze, mniej gorliwi niekoniecznie.
shub niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz