czwartek, 16 lutego 2023

Recenzja ENTRAILS „An Eternal Time of Decay”

 

ENTRAILS

„An Eternal Time of Decay”

Hammerheart Records 2022

„Stało się, stało się, to co miało się stać. Dopiero w jej mieszkaniu, noż kurwa mać. Gdy Ona do mieszkania swego szła wolnym krokiem, Jacyś leszcze obili mi ryja pod jej blokiem.”, yyyy…, wróć, to nie ta audycja. Jeszcze raz. No, wreszcie stało się to, co powinno się stać nieco wcześniej i po trzech latach ciszy, z nowym albumem powrócili szwedzcy czciciele śmierci z Entrails. Powrócili i pozamiatali w pizdu, mimo że nie zrobili na tym albumie nic, czego byśmy już nie znali. „Wieczny Czas Rozkładu” to bowiem kapkę ponad 46 minut rasowej, śmiertelnej szwedzizny, która fanów gatunku sponiewiera niczym wypasiony, dorosły byk kanadyjskiego Jelenia Wapiti w środkowym okresie rui, a oponentów nie przekona do tego zacnego stylu w najmniejszym nawet stopniu. I bardzo kurwa dobrze, bo to płyta dla maniaków skandynawskiego Death Metalu, a nie dla przypadkowych, pryszczatych  pipek, które po roku wydorośleją i wyrosną z Metalu. Ni chuja po szwedzku. Na najnowszym krążku Entrails rządzi przemoc, zło i zgnilizna w najlepszym, klasycznym stylu. No więc napierdalają chłopaki tak, że aż wióry lecą, a co bardziej wrażliwym puszczają zwieracze. Czynią to zaś za pomocą tłusto młócących bębnów, grubego, ziarnistego basu, chropowatych riffów o sporej gęstości i wokalnych wymiotów o klasycznych wibracjach. I na tym można by w zasadzie zakończyć tę recenzję, gdyby nie to, że to naprawdę bardzo dobry i wcale nie taki oczywisty materiał, jakby się przy pierwszym kontakcie wydawało. Klasyczna forma nie oznacza wszakże braku kreatywności. Posłuchajcie tylko tych miażdżących zwolnień, wysmakowanych solówek, rozkurwiających, marszowych pochodów, czy też klasycznych, ale jakże pięknych w swej brutalności, walących zgnilizną harmonii, a pojmiecie, o ci mi chodzi. Może już w mordę stary jestem i trochę sentymentalny, ale mnie ta płytka ruszyła do tego stopnia, że aż mi się kurwa łezka w oku zakręciła. No bo jak tu do chuja Wacława się nie wzruszyć przy takim „Autopsy”,  „Reborn in Worms”, Die to Death” „Dead by Evil”, „Inverted Graveyard”, czy „Open Casket Feast”? Ja w każdym razie, w pizdę palec, nie potrafię i basta. Tak więc, „Chcesz, to drwij, chcesz, to kpij, chcesz, to nawet bałwanem zwij, powiem węzłowato: ja na to, jak na lato”, jak to śpiewał Olaf (a tak naprawdę Czesław Mozil) w „Krainie Lodu”. Zajebista płytka i basta! Dla maniaków skandynawskiego Death Metalu klasycznej szkoły gatunku, materiał do obowiązkowego zakupu. Tylko bez wykrętów proszę!

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz