czwartek, 2 lutego 2023

Recenzja Skrying Mirror „Omnimalevolence”

 

Skrying Mirror

„Omnimalevolence”

I, Voidhanger Rec. 2023

 


Matron Thorn. Znacie człowieka? Jeśli tak, to w sumie wiecie już wszystko. Skrying Mirror to kolejny projekt pod przywództwem Amerykanina. Kolejny utrzymany w podobnym klimacie co, żeby mocno ograniczyć listę porównań,  Ævangelist czy Death Fetishist. „Omnimalevolence” to circa czterdzieści minut mieszanki black i death metalu. Bardzo mocno zagęszczonej, wielopłaszczyznowej i absolutnie nie przeznaczonej do słuchania jednym uchem przy kawie. Kompozycje Matrona nie są łatwe w odbiorze. Nie ma w nich chwytliwych melodii czy standardowego schematu ze zwrotkami i refrenami. Jest tu natomiast mnóstwo pokręconych na maksa harmonii, przeplatających się nawzajem, zmieniających się na pierwszym planie niczym aktorzy na szkolnym przedstawieniu. Utwory Skrying Mirror cechuje przede wszystkich chaos, który muzycy starają się okiełzać. Dysonans goni dysonans w dzikim, zapętlonym wirze, co chwilę prezentując inny, rozmyty i jakby niekompletny fragment układanki. Tempo utrzymane jest tu zazwyczaj w średnich lub nieco szybszych rewirach, lecz prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie serwowania takiej ilości spadających na głowę niczym krople intensywnego deszczu pomysłów przy akompaniamencie blastów. Aby ogarnąć przynajmniej połowę z nich potrzebna jest spora dawka cierpliwości, bo ten materiał zaczyna przemawiać pełnym głosem dopiero gdzieś pod koniec pierwszej dziesiątki odsłuchów. Całości towarzyszy nieco wycofany, zamglony wokal i choć całość brzmi raczej czytelnie, to i tak niejeden zostanie przez tę muzykę odepchnięty już po kilku minutach. Zagłębianie się w dźwięków autorstwa Thorna jest porównywalne do nurkowania w basenie. Pełnym kisielu. I to o zdecydowanie ciemnej barwie. Można powiedzieć, a nawet należy, że to wszystko, co znajdziemy na „Omnimalevolence” już było. Tak, było, i to w zdecydowanie lepszym wykonaniu, zwłaszcza kiedy muzyk prezentował światu takie perełki jak choćby „Enthrall to the Void of Bliss” albo „Matricide In the Temple of Omega”, jednak jeżeli ktoś lubi ten styl i nadal mu mało, zapewne łyknie także i to wydawnictwo. Jak dla mnie płyta ta jest dobra. I tylko się zastanawiam czy to komplement, czy może wręcz przeciwnie. Pobawię się nią jeszcze kilka razy, bo jest w tej muzyce co odkrywać, ale na podium twórczości Thorna zdecydowanie nie ma ona szans wskoczyć.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz