Skrying
Mirror
„Omnimalevolence”
I,
Voidhanger Rec. 2023
Matron Thorn. Znacie człowieka? Jeśli tak, to w sumie
wiecie już wszystko. Skrying Mirror to kolejny projekt pod przywództwem
Amerykanina. Kolejny utrzymany w podobnym klimacie co, żeby mocno ograniczyć
listę porównań, Ævangelist czy Death
Fetishist. „Omnimalevolence” to circa czterdzieści minut mieszanki black i
death metalu. Bardzo mocno zagęszczonej, wielopłaszczyznowej i absolutnie nie
przeznaczonej do słuchania jednym uchem przy kawie. Kompozycje Matrona nie są
łatwe w odbiorze. Nie ma w nich chwytliwych melodii czy standardowego schematu
ze zwrotkami i refrenami. Jest tu natomiast mnóstwo pokręconych na maksa
harmonii, przeplatających się nawzajem, zmieniających się na pierwszym planie
niczym aktorzy na szkolnym przedstawieniu. Utwory Skrying Mirror cechuje przede
wszystkich chaos, który muzycy starają się okiełzać. Dysonans goni dysonans w
dzikim, zapętlonym wirze, co chwilę prezentując inny, rozmyty i jakby
niekompletny fragment układanki. Tempo utrzymane jest tu zazwyczaj w średnich
lub nieco szybszych rewirach, lecz prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie serwowania
takiej ilości spadających na głowę niczym krople intensywnego deszczu pomysłów
przy akompaniamencie blastów. Aby ogarnąć przynajmniej połowę z nich potrzebna
jest spora dawka cierpliwości, bo ten materiał zaczyna przemawiać pełnym głosem
dopiero gdzieś pod koniec pierwszej dziesiątki odsłuchów. Całości towarzyszy
nieco wycofany, zamglony wokal i choć całość brzmi raczej czytelnie, to i tak
niejeden zostanie przez tę muzykę odepchnięty już po kilku minutach.
Zagłębianie się w dźwięków autorstwa Thorna jest porównywalne do nurkowania w
basenie. Pełnym kisielu. I to o zdecydowanie ciemnej barwie. Można powiedzieć,
a nawet należy, że to wszystko, co znajdziemy na „Omnimalevolence” już było.
Tak, było, i to w zdecydowanie lepszym wykonaniu, zwłaszcza kiedy muzyk
prezentował światu takie perełki jak choćby „Enthrall to the Void of Bliss”
albo „Matricide In the Temple of Omega”, jednak jeżeli ktoś lubi ten styl i
nadal mu mało, zapewne łyknie także i to wydawnictwo. Jak dla mnie płyta ta
jest dobra. I tylko się zastanawiam czy to komplement, czy może wręcz
przeciwnie. Pobawię się nią jeszcze kilka razy, bo jest w tej muzyce co
odkrywać, ale na podium twórczości Thorna zdecydowanie nie ma ona szans
wskoczyć.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz