„Through The Valey of
EarthlyTorment”
Independent
2022
Progresywno-techniczni
wymiatacze z kraju klonowego liścia uderzyli swym pierwszym, pełnym albumem bez
specjalnych zapowiedzi i medialnego szumu. I myślę, że był to dobry ruch, gdyż
dzięki temu potencjalni słuchacze podeszli do tego albumu z zaciekawieniem, ale
co najistotniejsze, czystą głową. A powiem Wam, że na jedyneczce Truent jest
czego posłuchać. Mieszają bowiem chłopaki naprawdę fachowo i zębem. „Through
The Valey of Earthly Torment” to 33 minuty konkretnie zakręconych beczek,
wywijającego okrutnie, wyrazistego basu z lekko jazzowym zacięciem, morderczo
precyzyjnego, rozrywającego na strzępy riffowania, wyrafinowanych, doskonałych
solówek i rasowych, agresywnych wokali. Usłyszymy tu także całe mrowie
wysmakowanych harmonii i bogatych, technicznych, gitarowych ornamentów, które
powodują opad kopary, ale w tym gatunku to norma. Charakterystyczną cechą
muzyki Truent i zarazem jej sporą siłą jest inteligentna synchronizacja
wyrywającej z buciorów, śmiertelnej jazdy, rozbudowanych refrenów i melodyjnych
haczyków, które wkręcają się w skronie, chcąc być zapamiętanym. Czy im się to
udaje? No, prawdę powiedziawszy nie zawsze i nie do końca, ale próbują wytrwale
i z uporem, godnym lepszej sprawy. Doszliśmy zatem niejako do sedna tematu.
Progresywny, Techniczny Death Metal to niełatwy kawałek chleba, gdyż scena tego
gatunku jest zatłoczona niczym tokijskie metro w godzinach szczytu. Nie
wystarczy już nagranie tylko dobrej, rzetelnej płyty, aby pozostać na dłużej na ustach fanów,
nie wspominając już o ich umysłach. Album Kanadyjczyków jest co prawda
bardziej, niż dobry, ale to i tak może okazać się zbyt mało. Poza tym nie
wszystko na tej płycie mi leży. Srogo połamane elementy Metalu Śmierci w chuj
robią mi dobrze, ale do bardziej siłowych patentów rodem z nowocześnie podanego
i wyprodukowanego Techno-Deathcore’a (choć płynnie i bezboleśnie asymilują się one
z ogólną zawartością tej płytki, potwierdzając zarazem wyborny warsztat
muzyków), ni cholery nie mogę się przekonać i ich zaakceptować. Myślę jednak,
że fani twórczości Revocation, Infant Annihilator, Fallujah, Fit for An Autopsy,
czy ostatniej produkcji Gorod chętnie podążą z Truent „Przez Dolinę Ziemskiej
Męki” i zapewne często będą powtarzać te wycieczki przez dłuższy czas. Ja ową
dolinę także zwiedziłem kilka razy, ale nie znalazłem powodu, aby ponownie do
niej zawitać. Dobry, a może i nawet bardziej, niż dobry album z technicznym
graniem, który jednak najprawdopodobniej utonie w morzu podobnych mu, dobrych
albumów. No, chyba że się mylę?
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz