NATT
„Natt”
Edge Circle Productions 2023
No
to teraz zabieram Was w zgoła odmienne od codziennego, metalowego łomotu rejony
muzyczne, jeżeli oczywiście jesteście tym zainteresowani. Tych, którym nie
uśmiecha się taka podróż zwalniam z dalszego czytania tej recenzji, a tych,
którzy mają chęć i odwagę w sercu zapraszam na podróż w przepełnione nieco inną
(choć także równie obezwładniającą) atmosferą pejzaże dźwiękowe. Na początek
jednak nieco suchych danych o tym ansamblu. Projekt ten, stacjonujący w Bergen,
powstał w umysłach doświadczonych muzyków, którzy z niejednej już miski krwawą
potrawkę spożywali. René Misje (Kraków, Trust Us), czy Roy Ole Førland
(Malignant Eternal, Kari Rueslåtten) to przecież nie byle leszcze, a do tego w
sesji nagraniowej dołączyli do nich basista Lord Bård i perkusista Enslaved, Iver
Sandøy. No kurwa, chyba każdy chciałby mieć tych grajków w swym składzie (tylko
nie każdy ma odwagę się do tego przyznać). I ten oto skład nagrał płytę,
wierzcie mi genialną i jakże klimatyczną, choć zdecydowanie wykraczającą
poza twórczość ich macierzystych zespołów. I bardzo kurwa dobrze, bo na chuj
komu kolejne klony Malignant Eternal, Kraków, czy Enslaved? Zostawmy już jednak
te dywagacje dla małolatów i wracajmy do muzyki zawartej na debiutanckim albumie
Natt. Krążek ten wypełniony jest wielowarstwową i niejednoznaczną muzyką o
zdecydowanie progresywnych konotacjach. Mieszają się tu bowiem ciężkie faktury nut
zabarwione współczesnym Funeral Doom Metalem z Dronowo/Ambientowymi,
miazmatycznymi plamami dźwiękowymi i zatopionymi w szeroko pojętej progresji
strukturami muzycznymi. Nie obawiajcie się jednak wszak nikt tu nie uprawia
instrumentalnego onanizmu i nie zaspokaja swego nadętego ego, chcąc pokazać
czego to on nie potrafi zagrać. Wszystkie słyszane tu zagrywki (a przy
niektórych kopara opada z głuchym trzaskiem) mają swój nadrzędny cel, a celem
tym jestfeeling i klimat, jakie panują na tym krążku, a te są po prostu w chuj
genialne! „Noc” bezapelacyjnie i do samego końca obezwładnia swą psychodeliczno-transową,
hipnotyzującą atmosferą. Słuchając tej produkcji miałem wrażenie, że unoszę się
poza czasem i materią rozsmakowując się w dźwiękach, które skrywają nocne
godziny, gdy świat pogrąża się w lepkiej ciemności. Kurczę, aż żal serce ściskał,
że po tej mrocznej części doby, ponownie musi nastać zjebany dzień. W
towarzystwie Natt, po mojemu noc mogłaby nie mieć końca. Wyś-mie-ni-ta-kur-wa-płyt-ka.
Noc pozamiatała. Nie mam więcej pytań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz