sobota, 30 stycznia 2021

Recenzja GOREPHILIA „In the Eye of Nothing”

 

GOREPHILIA

„In the Eye of Nothing”

Dark DescentRecords 2020

Najnowszy, trzeci duży album Gorephilia, wydany w końcówce ubiegłego roku, to kolejny materiał, którym Dark Descent zrobiło mi kurewsko dobrze. Finowie nie grają nie wiadomo czego, ale ich wizja klasycznego, kanonicznego wręcz, intensywnego Death Metalu to muzyka, która idealnie trafia w moje gusta i każdorazowo spuszcza mi potworny łomot kalecząc przy tym boleśnie. Nie inaczej jest z „In the Eye…”. Ta płytka wjebała mnie w glebę z taką siłą, że długo nie mogłem wygrzebać na powierzchnię i złożyć do kupy swoich porozrywanych szczątków. Okrutne bębny wspomagane grubym, gruchoczącym kości basem robią tu totalny rozpierdol, niezależnie od tego, czy sypną konkretnym blastem, czy też rozjadą masywnym walcem. Wiosła rozrywają ciężkimi, mięsistymi, niszczącymi riffami ubarwiając główny wątek swej gry dysonansową osnową, a nad wszystkim unosi się bluźnierczy, złowieszczy growling. Siła tych dźwięków jest doprawdy zabójcza, a prócz tego, wylewa się z nich zawiesisty, gęsty, lepki mrok, który można wręcz kroić nożem, a jest go tyle, że można by obdzielić nim jeszcze przynajmniej kilka albumów z tego gatunku. Jest to płyta, na której gęsto od różnorakich smaczków i niuansów, które ciężko od razu wychwycić, jak choćby pełzające tony basu, które w kluczowych momentach podkreślają paskudnie gniotące sekcje riffów, ciekawa motoryka z pierwiastkami Thrash Metalu, ukryte w tym monolitycznym gąszczu ponure, melodyczne tekstury, czy doskonałe partie solowe, które nierzadko zmieniają dyskretnie atmosferę utworu. Słychać tu pewne pierwiastki znane z twórczości wczesnego Immolation, subtelne nawiązania do Deicide, czy wibracje z „Souls to Deny” Suffocation, jednak największym źródłem inspiracji finów jest zdecydowanie Morbid Angel i ni chuja mi to jednak nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Nie myślcie bowiem, że mamy tu do czynienia z kolejną zrzynką, co to, to kurwa nie! „In the Eye of Nothing” jest płytą przemyślaną, zwartą, doskonale poukładaną i na tyle charakterystyczną, iż rozwiewa wszelkie wątpliwości. Powiedziałbym raczej, że jest to efekt konsekwencji w rozwijaniu stylu, wzrostu umiejętności i świadomości tego, co muzycy chcieli osiągnąć, aniżeli ślepego naśladownictwa i zapatrzenia w jedną z ikon Śmiertelnego Metalu. Druzgocące wręcz brzmienie jest tłuste, pełne, zagęszczone, można by rzec, że kanoniczne i doskonale oddaje ducha Death Metalu. Zajebisty album, na którym chwalebna przeszłość nie jest li,tylko naśladowana, ale szanowana z pełną i kompletną wizją tworzenia go na własnych zasadach. Jak dla mnie to jeden z bardziej wyrazistych Śmierć Metalowych ochłapów, jakie ukazały się w zeszłym roku. Potęga.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz