wtorek, 26 stycznia 2021

Recenzja ANTIGONE’S FATE „Fragmente”

 

ANTIGONE’S FATE

„Fragmente”

Northern Silence Productions 2021

 

Antigone’s Fate zrodziło się w głowie niemieckiego multiinstrumentalisty w 2015 roku. Ruun, bo o nim mowa, powołał do życia ten projekt, gdy zorientował się, że to, co stworzył, nie chuja nie pasowało do tego, co grały inne jego zespoły. „Fragmente” to już trzeci album Losu Antygony, który jest najbardziej złożonym, dopracowanym, ale i zarazem najbardziej zwięzłym i skoncentrowanym materiałem tego jegomościa. Mamy tu do czynienia oczywiście z klimatycznym odłamem Black Metalu, który fanom takich klimatów wejdzie bez mydła, a i ci, będący w umiarkowanej opozycji także, przynajmniej przez kilka chwil będą mieli na czym ucho zawiesić. Muzyka zawarta na tej produkcji oparta jest bowiem w głównej mierze na doskonale pracującym wiośle, które robi tu naprawdę dobrą robotę. Sekcja rzetelnie wykonuje swoje zadanie, kładąc solidne fundamenty pod dźwięki gitary, a emocjonalne wokale i wszelakie uzupełniacze stanowią jak dla mnie tylko dopełnienie całości przedstawianego obrazu. Wróćmy zatem, do tego, co najlepsze. Jak już wspominałem, wiosło gra tu zdecydowanie pierwsze skrzypce. Buduje swą grą całą paletę ponurych nastrojów, począwszy od rozpaczy i smutku, poprzez melancholię aż do powiedzmy, pogodzenia się ze swym losem, bo o jakimkolwiek optymizmie możecie zapomnieć. Chłodne, momentami potężne i monumentalne, a innym razem przepełnione większą ilością jadu i agresji riffy mienią się i wiją na kilku poziomach poprzez złożone struktury poszczególnych utworów,  tworząc doskonale spójną, wciągającą, czarującą nierzadko, falującą linię melodyczną o hipnotycznym charakterze. Zastosowane umiejętnie, nienachalne, instrumentalne miniatury z kuszącymi zwodniczo dźwiękami czystej gitary podkręcają niewesołą, mizantropijną z lekka atmosferę tego krążka uwydatniając jednocześnie dynamikę nadchodzących, mrocznych zdarzeń. Sposób, w jaki Ruun konstruuje na tej płytce struktury gitar, kojarzy mi się dosyć mocno w kilku aspektach z tym, co na swych albumach osiągnęła w tej materii Katatonia, a że jara mnie twórczość Szwedów, więc i „Fragmente” na małą chwilkę się u mnie zagnieździło. Produkcji zarzucić nic nie można, jest dosyć gęsto i mocno, z zachowaniem odpowiedniej przestrzeni i sporą dawką wiejącej chłodem surowizny. No i z grubsza to tyle, kto nie posłucha, tego wpierdolą motyle. Dobra płytka.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz