ANTIGONE’S FATE
„Fragmente”
Northern Silence Productions 2021
Antigone’s
Fate zrodziło się w głowie niemieckiego multiinstrumentalisty w 2015 roku. Ruun,
bo o nim mowa, powołał do życia ten projekt, gdy zorientował się, że to, co
stworzył, nie chuja nie pasowało do tego, co grały inne jego zespoły. „Fragmente”
to już trzeci album Losu Antygony, który jest najbardziej złożonym,
dopracowanym, ale i zarazem najbardziej zwięzłym i
skoncentrowanym materiałem tego jegomościa. Mamy tu do czynienia oczywiście z
klimatycznym odłamem Black Metalu, który fanom takich klimatów wejdzie bez
mydła, a i ci, będący w umiarkowanej opozycji także, przynajmniej przez kilka
chwil będą mieli na czym ucho zawiesić. Muzyka zawarta na tej produkcji oparta
jest bowiem w głównej mierze na doskonale pracującym wiośle, które robi tu
naprawdę dobrą robotę. Sekcja rzetelnie wykonuje swoje zadanie, kładąc solidne
fundamenty pod dźwięki gitary, a emocjonalne wokale i wszelakie uzupełniacze
stanowią jak dla mnie tylko dopełnienie całości przedstawianego obrazu. Wróćmy
zatem, do tego, co najlepsze. Jak już wspominałem, wiosło gra tu zdecydowanie
pierwsze skrzypce. Buduje swą grą całą paletę ponurych nastrojów, począwszy od
rozpaczy i smutku, poprzez melancholię aż do powiedzmy, pogodzenia się ze swym
losem, bo o jakimkolwiek optymizmie możecie zapomnieć. Chłodne, momentami
potężne i monumentalne, a innym razem przepełnione większą ilością jadu i
agresji riffy mienią się i wiją na kilku poziomach poprzez złożone struktury
poszczególnych utworów, tworząc
doskonale spójną, wciągającą, czarującą nierzadko, falującą linię melodyczną o
hipnotycznym charakterze. Zastosowane umiejętnie, nienachalne, instrumentalne
miniatury z kuszącymi zwodniczo dźwiękami czystej gitary podkręcają niewesołą,
mizantropijną z lekka atmosferę tego krążka uwydatniając jednocześnie dynamikę
nadchodzących, mrocznych zdarzeń. Sposób, w jaki Ruun konstruuje na tej płytce struktury
gitar, kojarzy mi się dosyć mocno w kilku aspektach z tym, co na swych albumach
osiągnęła w tej materii Katatonia, a że jara mnie twórczość Szwedów, więc i
„Fragmente” na małą chwilkę się u mnie zagnieździło. Produkcji zarzucić nic nie
można, jest dosyć gęsto i mocno, z zachowaniem odpowiedniej przestrzeni i sporą
dawką wiejącej chłodem surowizny. No i z grubsza to tyle, kto nie posłucha,
tego wpierdolą motyle. Dobra płytka.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz