sobota, 23 stycznia 2021

Recenzja Ordo Cultum Serpentis "Derej Najash"

 

Ordo Cultum Serpentis

"Derej Najash"

Signal Rex 2021

"Rambo, John J. Urodzony 7 czerwca 1947 w Arizonie. Pochodzenie indiańsko-niemieckie... Ciekawa kombinacja.". Być może niektórzy z was doskonale pamiętają ten cytat. Faktycznie, taka mieszanka mogła być kiedyś faktycznie niecodzienna. Dziś fakt, że Koreańczyk i, wąsaty zapewne, Meksykanin łączą siły pod wspólnym szyldem Ordo Cultum Serpentis nie jest niczym dziwnym, możliwości technologiczne są ku temu jak najbardziej sprzyjające. Zatem panowie się zgadali i spłodzili niemal półgodzinną EP-kę zatytułowaną "Derej Najash", zamieszczając na niej odór rozkładającego się w zapomnianych katakumbach ciała w wersji sonicznej. Dwie kompozycje rzeczonego duetu faktycznie kojarzyć się mogą z powolnym rozkładem. Muzyka na tym wydawnictwie jest niesamowicie gęsta i intensywna, pomimo dość minimalistycznego podejścia jej autorów. Powolne, nieludzko ciężkie akordy wybrzmiewają niemal jak odpadające płatami od kości, toczone przez robactwo resztki ciała a towarzyszący im głęboki, zamulony, pełniący w zasadzie rolę dodatkowego instrumentu wokal charczy, jakby dochodził spod ziemi. Odczucie gnicia jest tu niemal namacalne. Jest ono jednocześnie silnie rytualistyczne, przez co bardzo mocno kojarzyć się może ze smolistym wyziewem spod znaku Grave Upheaval na zwolnionych obrotach, choć Ordo Cultum Serpentis czasem na chwilę mocno przyspieszają do klimatu bardziej bezpośrednio death metalowego. Dzięki tym krótkim i dość nieoczekiwanym zrywom tworzone przez zespół dźwięki są miksturą trującą i wyzwalającą niejednolite, mocno popierdolone wizje. Nie zmienia to jednak faktu, że oba numery przynoszą powolną śmierć poprzedzoną ciągnącą się w nieskończoność agonią. Tu każde niespieszne uderzenie w kocioł czy szarpnięcie strun, którym towarzyszą też trybalne zaśpiewy czy bijące w tle dzwony, ma swój wyrazisty wydźwięk i służy jedynemu celowi, czy też bardziej ostatecznemu przeznaczeniu, jakim jest czekająca na nas z otwartymi rękoma śmierć. Może ta EP-ka wyda się niektórym monotonna, mało urozmaicona czy wtórna. Jasne, nie ma sprawy, zawsze można pójść pooglądać sobie w telewizji "Śmierć na tysiąc sposobów", może tam znajdziecie coś bardziej "atrakcyjnego". Ja jednak wolę po raz kolejny zanurzyć się w cuchnącej zgnilizną wilgotnej glebie, napawać się jej odorem i nacierać, nacierać, nacierać... Bardzo obiecujący materiał, niecierpliwie czekam na więcej.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz