niedziela, 3 stycznia 2021

Recenzja StarGazer „Psychic Secretions”

 

StarGazer

Psychic Secretions”

Nuclear War Now! Productions (2021)

Nie będę owijał w bawełnę – StarGazer to dla mnie jeden z ostatnich „wielkich” zespołów metalowych. Zespół, który od początku gra w swojej własnej, najwyższej lidze, który niczego nie musi już udowadniać, którego każde kolejne wydawnictwo wyznaczało standardy nieosiągalne dla innych. Zaryzykuję tezę, że wydany przed sześcioma laty „A Merging To The Boundless” to chyba najbardziej bezpretensjonalny metalowy album mijającej dekady, album, wobec którego trudno mi znaleźć po tych sześciu latach jakiekolwiek słowa krytyki. To był materiał z gatunku tych, które nagrywa się raz w życiu i mając to na uwadze byłem pełen obaw długo wyczekiwanego „Psychic Secretions” - nie wierzyłem, że da się nagrać lepszy album. Promocyjny utwór „The Occidental Scourge” nie napawał mnie optymizmem – Australijczycy dość bezczelnie sięgnęli do metalowych korzeni, do pewnego pierwotnego prymitywizmu i ozdobili go w znany tylko sobie sposób całą gamą technicznych smaczków. Brakowało mi jednak w tym pewnej dźwięczności poprzedniego pełniaka czy ulotności „A Great Work Of Ages”. Pierwsze odsłuchy „Psychic Secretions” trochę wyprowadziły mnie z błędu i obaw, że będę miał do czynienia ze rozczarowującym krążkiem, ale mimo wszystko daleki byłem od zachwytu, pomimo że to co słyszałem wydawało mi się dobre. Ale to jest StarGazer… trzech gości z niesamowitą wizją muzyczną, z niespotykanym feelingiem, którzy jako kolektyw upierdalają łeb przy samych kostkach, wyrywają mózg przez naczynia włosowate... tylko trzeba znaleźć klucz do tych dźwięków. I kolejne odsłuchy „Psychic Secretions” dozowały mi kolejne smaczki, wiązały fakty, wprowadzały w stany zjawiskowej ulotności, muzycznego surrealizmu, by w końcu stwierdzić, że mój odbiór i moje odczucia w stosunku do pojedynczego „The Occidental Scourge” były całkowicie odmienne niż te po głębszym zapoznaniu się z „Psychic Secretions”, by nie powiedzieć nie miały w sobie żadnej zbieżności. A najśmieszniejsze tym wszystkim jest to, że ten utwór doskonale reprezentuje całość tego albumu. I nagle okazało się, że „Psychic Secretions” jest płytą cholernie swobodną, szalenie spontaniczną, radosną, ale zarazem pełną zadumy, delikatności. Jakkolwiek absurdalne stwierdzenie by to nie było, ale słuchając tej płyty czasem wyobrażam sobie, że Ci goście nasłuchali się klasycznych pozycji Running Wild z tymi całymi galopadami, zagrali je z surowością wczesnego Sarcofago, ale w sposób tak wysublimowany, tak nienienamacalny i nieuchwytny, że nie da się tego opisać i przelać na papier w recenzji. W częściach składowych te elementy można było znaleźć na poprzednich długograjach, bo bądź co bądź coraz trudniej o nowe środki wyrazu, zwłaszcza gdy ma się ponad ćwierć wieku muzycznego stażu. Jednak sposób poukładania tych elementów i zamknięcie ich w ryzach w taki sposób jaki proponują muzycy StarGazer to nie tylko powód do słów podziwu, ale kolejny dowód, że Ci goście już dawno osiągnęli poziom nieosiągalny dla innych. Bo choć ciśnie mi się na usta, że stawiam wydawnictwa StarGazer obok płyt Atheist i Coroner jako hegemonów i wizjonerów technicznego grania, to prawda jest taka, że już dawno inni artyści i inne wydawnictwa mogą być mierzone i stawiane obok płyt StarGazer. „Psychic Secretions” ma w sobie tą techniczną zajadłość debiutu, ale aż tak techniczna nie jest. Ma też ulotność i abstrakcyjność „A Great Work Of Ages”, ale nie odpływa aż tak daleko przez co jest bardziej spójna. Nie jest to płyta może tak minimalistyczna i dźwięczna jak „A Merging To The Boundless”, nie ma tu też takiego tytanicznego utworu jak „The Great Equalizer”, choć takie „Lash Of The Tytans” to istny przebój, a „All Knowing Cold” muzyczny odjazd w najgłębsze pokłady podświadomości nie gorszy niż „Old Tea” z poprzedniej płyty. Nie muszę chyba dodawać, że wykonawczo to mistrzostwo świata, a brzmienie jest jak zawsze w przypadku StarGazer cudownie akustyczne, pełne, uwypuklające każdy fantastyczny aspekt twórczości Australijczyków. „Psychic Secretions” to kolejny wybitny album w dorobku tej grupy. Pewnie „A Merging To The Boundless” nadal pozostanie moim ulubionym (choć pamiętam, że pierwsze odsłuchy też nie wprawiły mnie w zachwyt), ale czy to ważne skoro każdy ślad ich twórczości to złoto, za które można się zabijać. To muzyka na długie długie lata, którą można odkrywać na nowo z każdym kolejnym odsłuchem. A takich zespołów jak StarGazer na metalowej scenie w zasadzie już nie ma. Najszlachetniejszy muzyczny kruszec, bez podziału na gatunki.


Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz