niedziela, 10 stycznia 2021

Recenzja Deathspawn "Reverendus"

 

Deathspawn

"Reverendus"

Mythrone Prom. / Defense Rec. 2021

Człowiek im starszy, tym bardziej się robi wybredny. Zrzędzi na pogodę, bolące stawy czy wieczny brak piwa w lodówce (ile by nie kupić, te browary po prostu same znikają). Słuchając debiutu młodych chłopaków z Deathspawn zastanawiałem się, co mi bardziej doskwiera – ból kręgosłupa czy może sposób w jaki dali dupy przy rejestracji "Reverendus". Zacznijmy jednak od pozytywów. Przede wszystkim ten krążek to najlepszy polski death metal od czasów, gdy Hate zszedł na psy i zaczął udawać Behemotha. Pełen wściekłych i zarazem porywających riffów. Na ośmiu ścieżkach znajdziemy tyle znakomitych pomysłów, że można sobie w dzikim moshu upierdolić łeb przy samych kolanach. Chłopaki w sposób, którego nie powstydziliby się weterani mieszają chwyty, a to zwalniając, znów przyspieszając by za chwilę doładować solówką a co najważniejsze, na "Reverendus" nie ma niczego wepchniętego na siłę. Ten album jest jak klasyczny "Ścigany", bez przerw na nużące dialogi czy oglądanie przyrody, tu cały czas toczy się akcja i co chwilę dostajemy w ryj kolejnym mocnym patentem. Słychać, że główne inspiracje Słupszczan leżą za oceanem, choć nie tylko. Wyczuwam w nich także miły niczym napalm o poranku zapaszek polskiej sceny z początku lat dziewięćdziesiątych. Mamy tu bardzo klasyczny death metalowy wokal, świetnie zaaranżowane bębny i niezłe, czasem mocno Schuldinerowe partie solowe. Mimo iż przesłuchałem ten krążek wiele razy, nie jestem w stanie znaleźć na nim jakiegokolwiek faworyta, jest nieprzyzwoicie wręcz równy i każdy numer spuszcza taki sam mocny wpierdol. Można powiedzieć, że album petarda, gdyby... No właśnie, gdyby wszystko nie brzmiało tu tak sterylnie a faktycznie żyło pełzającymi robalami i waliło śmierdzącą padliną. Gdyby nie ten zapach szpitalnego spirytusu i powiew triggera to już dziś obwieszczałbym wam polski debiut roku. Ta czystość psuje mi niestety nieco odbiór "Reverendus", choć muszę przyznać, że z czasem ten doskwierający na początku element staje się jakby mniej uciążliwy, bo same kompozycje bronią się wybornie. Mam zatem nadzieję, że na następnym wydawnictwie panowie nieco się zreflektują i jeśli utrzymają tak wysoki poziom muzyczny, to będzie celująco. Na razie jest "tylko" bardzo dobrze, bo jestem zrzędliwym chujem i muszę sobie pomarudzić.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz