White Ward
"Origins"
Debemur Morti 2021
Czytając notkę prasową dotyczącą "Origins" zastanawiałem się, czy na pewno chcę dać szansę post-black metalowemu zespołowi z Ukrainy. Jakoś tak średnio skakałem z radości i summa summarum sam nie wiem dlaczego ostatecznie włączyłem tą płytę. Może marka Debemur Morti zrobiła swoje i liczyłem po cichu na jakąś nową rewelację. Choć "nową" to akurat w tym przypadku bardzo osobisty przymiotnik, bo White Ward mają już w dorobku dwie duże płyty, natomiast "Origins" jest kompilacją najwcześniejszych nagrań zespołu, jeszcze sprzed debiutanckiego "Futility Report". Z post-metalem to zazwyczaj na dwoje babka wróżyła, ale czasem faktycznie można w tym gatunku znaleźć coś nietuzinkowego. Jak jest w przypadku Ukraińców? No na pewno nie jest standardowo. Słychać, że zespół ma swój pomysł na granie i czerpie inspiracje nie tylko ze stricte metalowych źródeł. Owszem, słychać w ich utworach black metalowe elementy kojarzące się choćby z wzorcami norweskimi albo nieco bardziej melodyjne, w stylu zarówno wczesnej jak i późniejszej Katatonii. Jednak sporą część stanowią fragmenty akustyczne, ambientowe, sample i różnego rodzaju tajemnicze pasaże. O dziwo właśnie te spokojne momenty przemawiają do mnie najmocniej a przeplatające je z regularnością fal uderzających o brzeg mocniejsze zrywy psują mi całą atmosferę. Szczerze mówiąc, gdyby wyjebać ten black metal w pizdu, to otrzymalibyśmy bardzo dobrą płytę. Pełną niecodziennego, depresyjnego nastroju, oplatającego mgiełką niepewności i pozwalającego na eksplorowanie różnych stanów umysłu. Kontrast, który pojawia się w muzyce White Ward ma podwójne dno. Poza aspektem czysto muzycznym przeciwstawiają się tu dwa różne poziomy wykonawcze. Pomysły pojawiające się w części "post" są nieszablonowe, intrygujące i bardzo mocno wciągające, podczas gdy "metal" występuje na tej kompilacji na poziomie co najwyżej przyzwoitym. Brakuje mi w nim jakiegoś własnego oblicza, czegoś co nie byłoby sto razy słyszane wcześniej. Nie wiem, może na późniejszych płytach panowie udoskonalili ten nieco kulejący element, lecz nagrania zamieszczone na "Origins" nie do końca mi się kleją i de facto sobie zaprzeczają. Jeśli jesteście fanami White Ward, to pewnie i tak łykniecie tą płytkę. Ja po zapoznaniu się z jej zawartością wielbicielem może nie zostałem, ale kusi mnie by sprawdzić, co nastąpiło później. Jest szansa i nadzieja, że było dużo lepiej, bo potencjał w tej muzyce na pewno jest.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz