niedziela, 3 stycznia 2021

Recenzja NEGATIVE OR NOTHING „Drowned”

 

NEGATIVE OR NOTHING

Drowned”

Careless Records 2020

Zajebisty kawałek Black Metalu podesłała mi do recenzji ta Chilijska horda. Nie dane mi było wcześniej obcować z muzą tego duetu, ale to, co zawarte jest na ich drugim albumie długogrającym, zbeształo mnie konkretnie. Ogólnie rzecz biorąc, zespół obraca się w ramach melancholijnego, depresyjnego Black Metalu, ale nie jest to prosta, zbudowana na dwóch wolnych, rozmytych, ślamazarnych riffach, desperackich wrzaskach i piwnicznym brzmieniu konstrukcja. Tu dzieje się zdecydowanie więcej. Twórczość Negative or Nothing jest agresywna, mroczna i przepełniona negatywnymi emocjami. Sekcja potrafi siarczyście dopierdolić, jak i przygnieść do gleby masywnymi, miażdżącymi teksturami, surowe, zimne, mizantropijne riffy bezkompromisowo wdzierają się przez narządy słuchu i rezonują pod czaszką, nielicho tyrając zwoje mózgowe słuchacza, a przepełnione mizantropią, wycofane, dobiegające jakby z piekielnych otchłani wokale uzupełniają doskonale tę bluźnierczą, gęstą, zaprawioną mgiełką tajemnicy układankę. Znajdziemy tu oczywiście także nieco atonalnych patentów i ambientowych, klawiszowych struktur, ale są one tu użyte z bardzo dużym wyczuciem i podkręcają tylko nihilistyczny feeling i ponury wydźwięk tego krążka. Przy całym swym negatywnym przekazie i depresyjnych, momentami wręcz samobójczych wibracjach bardzo dobrze słucha się tego materiału (oczywiście jak na ten odłam Black Metalu), a jego czas trwania (niespełna 35 minut) sprawia, że po jego zakończeniu niemal automatycznie sięgamy, aby ponownie wcisnąć play i raz jeszcze utonąć w tych zimnych, hipnotycznych i na swój chory sposób uzależniających dźwiękach. Najbardziej zakochani w takich żyletkowych klimatach odbędą ten cykl zapewne kilkanaście razy z rzędu, gdyż naprawdę w swojej klasie bardzo dobra to płyta. Brzmi to wszystko surowo, chropowato i ziarniście, ale jednocześnie soczyście, gęsto i przestrzennie, co niewątpliwie stanowi ogromną zaletę tego krążka. Kurwa, jest godzina 4 rano, niebawem będzie świtać, a ja słucham tej płyty jak pojebany od 23 dnia poprzedniego i nie mogę przestać, za każdym razem doświadczam bowiem nowych stanów świadomości. W chuj dobra produkcja z depresyjnym Black Metalem, naprawdę. Moja propozycja jest zatem taka: zakupcie jakąkolwiek formę tego materiału, zapalcie świece, przygotujcie sobie ulubiony alkohol i rozpocznijcie eksplorację „Drowned”. Zaręczam, że znajdziecie tam wiele odcieni zakazanych, mrocznych przyjemności.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz