NEGATIVE OR NOTHING
„Drowned”
Careless Records 2020
Zajebisty kawałek Black Metalu podesłała mi do recenzji ta Chilijska horda. Nie dane mi było wcześniej obcować z muzą tego duetu, ale to, co zawarte jest na ich drugim albumie długogrającym, zbeształo mnie konkretnie. Ogólnie rzecz biorąc, zespół obraca się w ramach melancholijnego, depresyjnego Black Metalu, ale nie jest to prosta, zbudowana na dwóch wolnych, rozmytych, ślamazarnych riffach, desperackich wrzaskach i piwnicznym brzmieniu konstrukcja. Tu dzieje się zdecydowanie więcej. Twórczość Negative or Nothing jest agresywna, mroczna i przepełniona negatywnymi emocjami. Sekcja potrafi siarczyście dopierdolić, jak i przygnieść do gleby masywnymi, miażdżącymi teksturami, surowe, zimne, mizantropijne riffy bezkompromisowo wdzierają się przez narządy słuchu i rezonują pod czaszką, nielicho tyrając zwoje mózgowe słuchacza, a przepełnione mizantropią, wycofane, dobiegające jakby z piekielnych otchłani wokale uzupełniają doskonale tę bluźnierczą, gęstą, zaprawioną mgiełką tajemnicy układankę. Znajdziemy tu oczywiście także nieco atonalnych patentów i ambientowych, klawiszowych struktur, ale są one tu użyte z bardzo dużym wyczuciem i podkręcają tylko nihilistyczny feeling i ponury wydźwięk tego krążka. Przy całym swym negatywnym przekazie i depresyjnych, momentami wręcz samobójczych wibracjach bardzo dobrze słucha się tego materiału (oczywiście jak na ten odłam Black Metalu), a jego czas trwania (niespełna 35 minut) sprawia, że po jego zakończeniu niemal automatycznie sięgamy, aby ponownie wcisnąć play i raz jeszcze utonąć w tych zimnych, hipnotycznych i na swój chory sposób uzależniających dźwiękach. Najbardziej zakochani w takich żyletkowych klimatach odbędą ten cykl zapewne kilkanaście razy z rzędu, gdyż naprawdę w swojej klasie bardzo dobra to płyta. Brzmi to wszystko surowo, chropowato i ziarniście, ale jednocześnie soczyście, gęsto i przestrzennie, co niewątpliwie stanowi ogromną zaletę tego krążka. Kurwa, jest godzina 4 rano, niebawem będzie świtać, a ja słucham tej płyty jak pojebany od 23 dnia poprzedniego i nie mogę przestać, za każdym razem doświadczam bowiem nowych stanów świadomości. W chuj dobra produkcja z depresyjnym Black Metalem, naprawdę. Moja propozycja jest zatem taka: zakupcie jakąkolwiek formę tego materiału, zapalcie świece, przygotujcie sobie ulubiony alkohol i rozpocznijcie eksplorację „Drowned”. Zaręczam, że znajdziecie tam wiele odcieni zakazanych, mrocznych przyjemności.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz