czwartek, 14 stycznia 2021

Recenzja PROSANCTUS INFERI „Hypnotic Blood Art”

 

PROSANCTUS INFERI

Hypnotic Blood Art”

Nuclear War Now! Productions 2020

Siedem długich lat kazał nam czekać Prosanctus Inferi na swój trzeci album długogrający. Czas to dosyć długi, ale po przesłuchaniu najnowszego bękarta tego duetu z juesej myślę, że było warto. Na „Hypnotic Blood Art” zespół zrezygnował w dużym stopniu z prędkości, poświęcając ją na rzecz zdecydowanie większego ciężaru swej muzyki. Osobiście podpisuję się pod tym pomysłem wszystkimi czterema kopytami, bowiem dzięki temu gniecie ta płytka okrutnie i zarazem hipnotyzuje, niczym wąż przed atakiem na swoją ofiarę. Zagęszczone, rozedrgane, pierwotnie surowe wiosła miażdżą zmiennymi, transowymi riffami, w których prócz klasycznie Black/Death Metalowych struktur znajdziemy także zagrywki zakorzenione głęboko w mrocznym, korzennym Thrash Metalu. Praca bębnów współpracujących z grubym, chropowatym basem również nie należy do prostych, choć na płycie dominują równe, ociężałe, średnie tempa i opasłe walce. Lekko stłumiony, chrapliwy, gardłowy, ponury wokal świetnie dopełnia tę barbarzyńską konstrukcję, która największych i najdotkliwszych zniszczeń dokonuje na poziomie podświadomości. Nadal czuć bowiem w tej muzyce bluźniercze wibracje Profanatica, czy wczesnego Sarcofago, wiosła wiją się, przypominając Angel Corpse, gdzieniegdzie można wyczuć powiew maniakalnej agresji w stylu Goatpenis i brudną szorstkość znaną z pierwszych produkcji Sepultura oraz Hellhammer/Celtic Frost. Wszystko to jednak zatopione jest w gęstej, smolistej, chorobliwej, wrzącej, rytualistycznej z lekka atmosferze, która podświadomie kojarzy mi się z wczesnym Mystifier. Będąc w zgodzie z nieco ascetycznymi wytycznymi, definiującymi ten gatunek „Hypnotic…” nie zawiera praktycznie żadnych ozdobników, prócz wykorzystanych w dwóch miejscach, krótkich partii klawiszy zagranych w stylu Archgoat, dzięki czemu miazga jest tu przeokropna. Iście morderczy, obskurny, złowieszczy, intensywny i mroczny to album, ale zarazem podstępnie wciągający i perwersyjnie wręcz urzekający. Sądzę jednak, że siła jego oddziaływania byłaby jeszcze większa, gdyby w brzmieniu tego materiału było nieco więcej krwi i zgnilizny, jakoś specjalnie jednak nie będę się tego czepiał, wszak jedną, niewielką wadę ten album przecież może mieć. Piękny pokaz barbarzyństwa zbudowany na klasycznych, brutalnych wzorcach. Podoba mi się ten chorobliwy wykurw.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz