„Solivagus”
Independent 2020
Zgodnie z notatkami promocyjnymi projekt Sarpa został „stworzony, aby nagiąć prawa słyszalnej fizyki i, co ważniejsze, uwolnić serca narodzonego ognia”. Cokolwiek miało to znaczyć, to chyba nie do końca się to udało. „Solivagus” to bowiem dla mnie bardzo przeciętny materiał, choć pewnej różnorodności i kreatywności odmówić mu nie można. Kręgosłupem tego albumu jest klimatyczny Black Metal. Sporo tu surowego, zimnego riffowania, a i atmosfera jest zawiesista, mroczna i zaprawiona mgiełką tajemnicy. W ten czarci szkielet wszyto nieco dziwnych rytmów skierowanych w stronę chropowatego, ciężkiego, industrialnego grania, odrobinę smyczków, dysonansów, sporo patentów zapożyczonych z bardziej melodyjnych frakcji Thrash i Death Metalu, kapinkę wynurzeń znanych z Progresywnego Rocka i całą masę innych popierdółek (elementy plemiennego Folku, akustyczne miniaturki, klawisz), których nie chce mi się tu w całości wymieniać. Wszystko to nawet sprawnie zostało tu ze sobą pożenione, struktura tego materiału jest spójna, jednorodna i w pewnym stopniu hipnotyczna, tyle że szybko zaczyna mnie nudzić. Ślimaczy się mocno ten materiał, brakuje mi tu jakichś bardziej zaakcentowanych punktów zaczepienia, które na dłużej przytrzymały by mnie przy tych dźwiękach. Szkoda, gdyż jest na „Wędrowcu” trochę ciekawych pomysłów, zwłaszcza w sferze gitarowej, lecz giną one w zalewie dziwnego metrum, mulistych tekstur i ogólnej monotonii tego albumu. Odnoszę też wrażenie, że odpowiadający za ten projekt David Baxter za bardzo skupił się na eksponowaniu rytmu, przez co pozostałe składniki tej płyty są kapinkę zbyt mocno wycofane, a poza tym łączenie Black Metalu z zagrywkami charakterystycznymi dla twórczości Mastodon, Gojira, czy w mniejszym stopniu Sepultura, zdecydowanie mi nie leży, niezależnie od tego, jak dobrze od strony technicznej, czy aranżacyjnej byłoby to zrobione. Jeżeli chodzi o brzmienie, to jest szorstkie i lekko uwalone błotem, ale zachowuje jednocześnie pewną przejrzystość, głębie i moc. Cóż, to co znalazło się na „Solivagus”, nic wg mnie nie nagina, może poza moją cierpliwością, gdyż musiałem odnaleźć w sobie spore jej pokłady, aby dotrwać do końca tej płytki. Nie usłyszałem tu także, aby zespół cokolwiek uwalniał, a już na pewno nie ogień. Uważam więc, że droga, którą podąża Sarpa, to zdecydowanie ślepa uliczka. Kwestią czasu jest tylko, kiedy rozjebią się o mur.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz