Beyond Mortal Dreams
„Devastation Hymns”
Lavadome
Prod. 2025
Australijczycy z Beyond Mortal Dreams powrócili trzy
lata temu zza grobu płytą, która na dłuższy czas wbiła mi się w czaszkę, niczym
cierniowy kolec w skroń Nazareńczyka. Niezwykle ucieszył mnie zatem fakt, że
panowie postanowili kontynuować dzieło zniszczenia, i relatywnie szybko,
przynajmniej w ich przypadku, dają o sobie znać. Jeszcze nie dużym materiałem,
a EP-ką, zawierająca pięć kompozycji autorskich oraz cover Forbidden, co i tak
czyni razem do kupy pół godziny muzyki. Muzyki na wskroś staroszkolnej,
deathmetalowej, eksperymentów się nie imającej. „Devastation Hymns” jest
niezwykle adekwatnym tytułem co do zawartości tego wydawnictwa. Nie zawiera ono
bowiem niczego, co byłoby półśrodkiem czy tak zwanym przeze mnie
„uzupełniaczem”. Na tej EP-ce nie ma utworu wepchniętego na siłę, tutaj każdy
kolejny cios spada na szczękę z taką samą siłą. A siłą ten muzyki jest przede
wszystkich duch starego śmierć metalu z okresu lat jego dominacji. Pewnie, że
porównań można w tych kompozycjach doszukać się bez problemu. Morbid Angel,
Nile, Cruciamentum, Diocletian, każdy znajdzie tu fragmenty, które bankowo z
czymś mu się skojarzą. Czy to zarzut? Bynajmniej. W tego typu muzyce już od
dawna nie chodzi o oryginalność, a o kultywowanie starej szkoły. A Beyond
Mortal Derams czynią to prosto z serca, wplatając w swoje dźwięki wszystko to,
co czyni gatunek deathmetalowy dominującym. Znajdziecie tutaj cały wachlarz
prędkości, od blastów po fragmenty mocno dołujące, szarpiące do kości riffy i
nieprzesłodzone techniką solówki, standardowe, grobowe wokale i doskonałe
partie perkusyjne. Wszystko uszyte tak, by w żadnym miejscu nie żarło pod pachą
czy nie cisnęło w kroczu. Nawet jeśli znajdziemy na tym EP-ku kilka momentów
zaskakujących, jak choćby wokale w „Bred for Possession”, osobiście bardziej
kojarzące mi się z teatralnością muzyki Devina Townsenda niż rzyganiem
Bentonowym. I wspomniany wcześniej cover, zagrany wyśmienicie, też z czystymi wokalami, ale powiem szczerze, że nigdy bym się akurat
po tym zespole przeróbki Amerykanów nie spodziewał. Materiał ten został
wyprodukowany z idealnym wyczuciem, bowiem brzmi dokładnie tak, jak powinien.
Czyli wychodzi, że „Devastation Hymns” nie ma żadnych wad? No ma, jedną,
przeolbrzymią! Ta jebana okładka, która bankowo wygenerowana została przez
sztuczną inteligencję. Patrzeć na nią nie mogę, tak samo jak nie mogę
zrozumieć, jak ktoś mógł ją zatwierdzić. Wychodzi zatem na to, że nowej EP-ki
Beyond Mortal Dreams najlepiej słucha się z zamkniętymi oczami, najlepiej
wieczorem, jak nikt nie przeszkadza. Cieszę się, że panowie żyją, i czekam na
kolejne piosenki.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz