Hessian
„Decades
Of Desolation In The Underworld Of Darkness”
Murder Records 2025
To
jedna z trzech kapel ze Stanów Zjednoczonych, które noszą tą nazwę. W tym
przypadku chodzi o kwartet z Atlanty w stanie Georgia, który para się raw black
metalem. Jako Hessian grają od 2016 roku, ale ich historia sięga dużo dalej
wstecz, bo w latach 2002-2003 istnieli jako Madame Durant, zaś od 2003 do 2016
nosili miano Utuk Xul Commands Worship. Do dzisiaj, na swoim koncie uzbierali
mnóstwo singli, demówek, epek oraz jednego pełniaka i chyba wszystko w wersji
digital. To wydawnictwo jest kompilacją, która stanowi przekrój przez ich całą
twórczość i funduje pokaźną dawkę surowizny w paru ujęciach, a także o różnym
stopniu „wysmażenia”. Panowie napierdalają nieskomplikowany i piwniczny black
metal, wygenerowany przez jazgotliwie rzężące gitary, obskurny bas i łomoczącą
perkusję, a wokale to opętańcze wrzaski. Zarówno muzyka jak i wokalizy na tym
wydawnictwie różnią się, ponieważ okres działania tej grupy jest już dość
znaczny więc na „Decades Of Desolation…” można posłuchać rogacizny w co rusz
odmiennej formie. Zatem Amerykanie częstują tutaj skrajnie „katakumbowym”
podejściem, rzeźbiąc w materii w toporny sposób, pomijając wokal i koncentrując
się tylko na niewysublimowanych dźwiękach. W kolejnej odsłonie prezentują nieco
odmienne oblicze bleczura, który delikatnie dociążony w towarzystwie
przesterowanych i nierzeczywistych odgłosów, wydobywających się z gardła
Brandon’a Floyd’a, tworzy duszną, przepełnioną mistycyzmem atmosferę. Innym
razem rzępolenie Hessian przeobraża się w skandynawskie ujęcie, które w
porównaniu z wcześniejszymi nagraniami jawi się jako bardziej uporządkowane,
gdyż nierzadko poplątane i momentami wręcz przypadkowo złożone ze sobą akordy,
zamienione zostały przez zwyczajowe tremolo czy też biczujące po „thrashowemu”
riffy, które niosą ze sobą kłujący mróz. Wszystkie osiemnaście numerów umieszczonych
na tej składance to surowy i prosto potraktowany black metal, który w
zależności od daty swego powstania, kształtuje się w odmiennym stylu i dla
lubiących nieokrzesane i chwilami chaotyczne granie będzie nie lada gratką, bo
ta godzina muzyki serwuje nieustannie zmieniający się klimat. Tylko dla
miłośników raw black metalu, ponieważ dla reszty maniaków może to być zbyt
bolesne przeżycie. Brudna, przesiąknięta stęchlizną gędźba w swej oryginalnej
wersji, bo nie potraktowana wygładzającą obróbką, bluźni w każdej sekundzie
swego trwania.
shub niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz