Zeicrydeus
„La Grande Hérésie”
Gates of Hell Rec. 2025
Zeicrydeus to jednoosobowy projekt, za którym stoi
Foudre Noire, człowiek - orkiestra znany choćby z takich tworów jak Funebrarum,
Worm, Chthe’ilist czy Atramentum, by wymienić jedynie kilka najbardziej
znanych. Pod nowym szyldem człowiek ten postanowił zająć się greckim black
metalem. Tak przynajmniej można streścić zawartość „La Grande Hérésie” w
wielkim uproszczeniu. Podstawą tworzonej tutaj muzyki jest bowiem staroszkolny,
hellenistyczny metal spod znaku Rotting Christ czy Necromantia. Czyli
spodziewać się możemy charakterystycznego tempa, z typowym dla gatunku rytmem
perkusyjnym i płynącymi w tle, kolorującymi wszystko całym wachlarzem barw
klawiszami. Także wokale, zgaduję iż celowo, utrzymane są w mocno greckiej
barwie, choć z drugiej strony nadmienić trzeba, iż występują one na tym albumie
w ilości raczej oszczędnej, a wiele dłuższych fragmentów to partie
instrumentalne. Będąc przy instrumentach, nie sposób nie zauważyć szerzej niż
zazwyczaj stosowanych partii kotłów, u greckich klasyków (a także między innymi
także na pierwszych płytach Master’s Hammer) pojawiających się jedynie
miejscowo, tutaj zdecydowanie częściej. Wszystko to tworzy jednak jedynie
kręgosłup „La Grande Hérésie”, bowiem Kanadyjczyk postanowił ubarwić klasyczny
odłam black metalu wpływami zaczerpniętymi z innych gatunków. Stąd też w jego
kompozycjach wychwycimy heavymetalową
melodykę, kapkę kosmicznego death metalu, co w połączeniu ze sposobem śpiewania
nasuwać może na myśl skojarzenia z Nocturnus, albo nawet fragmenty klasycznego
doom metalu w stylu Cirith Ungol. Kolejnym elementem urozmaicającym muzykę
Zeicrydeius są partie basu, nierzadko używanego z intensywnością gitary, z
solówkami włącznie, co dla mnie zahacza już o lekki instrumentalny onanizm. I
nie jest to jedyny element, który uważam na tej płycie za nadużywany, bo o
kotłach wspomniałem kilka linijek wyżej. Te dwa składniki stanowią dla mnie
niejako wyznacznik w odniesieniu do „La Grande Hérésie” jako całości. Myślę, że
album ten to taki przesadny „krąg obfitości”, a twórca nieco przekoloryzował,
co sprawia, że po kilku rundach z tymi piosenkami czuję się mocno
przebodźcowany. Nie da się zaprzeczyć pomysłowości czy umiejętnościom muzycznym
twórcy, jednak dla mnie „La Grande Hérésie” to trochę za dużo. To, co początkowo
intrygowało, ostatecznie materiał ten w moich oczach pogrążyło. Dlatego też
wracać do niego nie zamierzam, ale też i nie odradzam sprawdzenia tego debiutu.
Mnie zemdliło, ale może wy macie silniejszy żołądek niż ja.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz