sobota, 19 lipca 2025

Recenzja Zeicrydeus „La Grande Hérésie”

 

Zeicrydeus

„La Grande Hérésie”

Gates of Hell Rec. 2025

Zeicrydeus to jednoosobowy projekt, za którym stoi Foudre Noire, człowiek - orkiestra znany choćby z takich tworów jak Funebrarum, Worm, Chthe’ilist czy Atramentum, by wymienić jedynie kilka najbardziej znanych. Pod nowym szyldem człowiek ten postanowił zająć się greckim black metalem. Tak przynajmniej można streścić zawartość „La Grande Hérésie” w wielkim uproszczeniu. Podstawą tworzonej tutaj muzyki jest bowiem staroszkolny, hellenistyczny metal spod znaku Rotting Christ czy Necromantia. Czyli spodziewać się możemy charakterystycznego tempa, z typowym dla gatunku rytmem perkusyjnym i płynącymi w tle, kolorującymi wszystko całym wachlarzem barw klawiszami. Także wokale, zgaduję iż celowo, utrzymane są w mocno greckiej barwie, choć z drugiej strony nadmienić trzeba, iż występują one na tym albumie w ilości raczej oszczędnej, a wiele dłuższych fragmentów to partie instrumentalne. Będąc przy instrumentach, nie sposób nie zauważyć szerzej niż zazwyczaj stosowanych partii kotłów, u greckich klasyków (a także między innymi także na pierwszych płytach Master’s Hammer) pojawiających się jedynie miejscowo, tutaj zdecydowanie częściej. Wszystko to tworzy jednak jedynie kręgosłup „La Grande Hérésie”, bowiem Kanadyjczyk postanowił ubarwić klasyczny odłam black metalu wpływami zaczerpniętymi z innych gatunków. Stąd też w jego kompozycjach wychwycimy  heavymetalową melodykę, kapkę kosmicznego death metalu, co w połączeniu ze sposobem śpiewania nasuwać może na myśl skojarzenia z Nocturnus, albo nawet fragmenty klasycznego doom metalu w stylu Cirith Ungol. Kolejnym elementem urozmaicającym muzykę Zeicrydeius są partie basu, nierzadko używanego z intensywnością gitary, z solówkami włącznie, co dla mnie zahacza już o lekki instrumentalny onanizm. I nie jest to jedyny element, który uważam na tej płycie za nadużywany, bo o kotłach wspomniałem kilka linijek wyżej. Te dwa składniki stanowią dla mnie niejako wyznacznik w odniesieniu do „La Grande Hérésie” jako całości. Myślę, że album ten to taki przesadny „krąg obfitości”, a twórca nieco przekoloryzował, co sprawia, że po kilku rundach z tymi piosenkami czuję się mocno przebodźcowany. Nie da się zaprzeczyć pomysłowości czy umiejętnościom muzycznym twórcy, jednak dla mnie „La Grande Hérésie” to trochę za dużo. To, co początkowo intrygowało, ostatecznie materiał ten w moich oczach pogrążyło. Dlatego też wracać do niego nie zamierzam, ale też i nie odradzam sprawdzenia tego debiutu. Mnie zemdliło, ale może wy macie silniejszy żołądek niż ja.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz