Toxic Youth
„Still Hungry”
Time To Kill Rec. 2025
Zabawnym znajduję, że kawałek otwierający nowy album
Toxic Youth tytułuje się zgodnie z nazwą wytwórni, która materiał ten wydaje.
Może to zbieg okoliczności, może zabieg celowy, nie będę wnikał. Tym bardziej,
że nie ma to najmniejszego znaczenia. Choć z drugiej strony mocno mnie
zastanawia fakt, iż jest to już trzeci album Włochów, a dopiero pierwszy
wydawany nakładem faktycznego labelu. Wcześniej panowie wydawali się sami.
Trochę to smutne, i może poniekąd udowadnia, że nie zawsze muzyka, która mi się
podoba ma szersze grono zwolenników. Chwilę temu pisałem tu o nowej EP-ce
Deathblow, i moim uwielbieniu dla thrash / crossoverowego grania. Toxic Youth
to kolesie, którzy całym sercem oddani są właśnie takim dźwiękom. Zacznę może
od tego, że muzyka ta skierowana jest tylko i wyłącznie do wąskiego grona
odbiorców, o czym przed chwilą wspomniałem. Jeśli jednak należycie do maniaków
S.O.D., Carnivore czy D.R.I., to „Still Hungry” powinno zrobić wam lepiej niż
Sasha Grey w szczytowej formie. Zresztą, czy ona takową miała? Pytanie
bezzasadne, tak samo jak pytanie, czy crossover kiedykolwiek znudził się tym,
którzy zawsze mieli go w sercu. Trójka Toxic Youth to kwintesencja
staroszkolnego mieszania we wiadomych ramach. Zgoda, może nie jest to
ekstraklasa w temacie, a na pewno nie jest to nic odkrywczego. Jest to
natomiast album, który pełen jest chwytliwych riffów, komicznych wstawek rodem
z debiutu Lawnmover Death, wybuchowej energii, i luzu, którego większości kapel
dziś brakuje. „Still Hungry” to totalny rozweselacz w staroszkolnym klimacie.
Materiał, który wywołuje u mnie olbrzymi uśmiech na mordzie. Skłania do
sięgnięcie po browara, po którym mam ochotę poskakać jak małpa, i chuj mnie
wówczas obchodzi, czy ktoś uzna mnie za „prawdziwka” czy nie. Te piętnaście
kawałków, tworzących razem niecałe pół godziny muzyki, to zabawowy,
jednocześnie totalnie energetyczny drink, po którym zapomnicie o całym świecie,
będziecie chcieli napierdalać łbem, skakać jak szympansy, i będziecie mieli w
dupie cały świat. Dodatkowo rozbawi was język włoski, w którym to panowie
śpiewają w ostaniem numerze (możliwe, że to jakiś cover), a który to język
brzmi, jakby nie patrzeć, mocno egzotycznie. W chuj mi się ten album podoba,
mówiłem już? No to się powtarzał nie będę. Idę napierdalać łbem i pić zimne
bursztynowe. Wyborne połączenie.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz