środa, 30 lipca 2025

Recenzja प्रलय (Pralaya) „Beyond the Tattered Curtain of Unspeakable Madness”

 

प्रलय (Pralaya)

„Beyond the Tattered Curtain of Unspeakable Madness”

Ancient Dead Prod. 2025

Zespół – krzak, czyli प्रलय, zapewne dał się poznać, przynajmniej garstce maniaków muzyki podziemnej, za sprawą dwóch taśm demo wydanych w zeszłym roku, nakładem Fallen Temple. Trochę nie do końca rozumiałem fakt wydania jednocześnie dwóch krótkich materiałów zamiast jednego, pełnowymiarowego wydawnictwa, ale trzeba przyznać, że zabieg taki był dość oryginalny. Po raz drugi tej samej sztuczki panowie jednak stosować nie zamierzali, dlatego też do rąk naszych trafia oficjalny debiut, czyli „Beyond the Tattered Curtain of Unspeakable Madness”. Jako iż w międzyczasie personalia muzyków stały się tajemnicą poliszynela, zapewne wszyscy zainteresowani wiedzą, że प्रलय to dziecko  Boroovy (Kult Mogił, Upon the Altar) i wokalisty, oficjalnie już pogrzebanego, Temple Desecration. Słuchając nowych nagrań tego duetu nie sposób nie zgodzić się, że obaj panowie stanęli tutaj na wysokości zadania i dali z siebie wszystko, co najlepsze. Chociaż chyba bardziej na miejscu byłoby napisać, wszystko co najobrzydliwsze. „Beyond the Tattered Curtain of Unspeakable Madness” to typowy przykład albumu, który skierowany jest do bardzo zawężonego grona odbiorców. Przede wszystkim dlatego, że zawarta na nim twórczość stoi w zdecydowanej opozycji do panujących współcześnie trendów. Poza skojarzeniami z Blasphemy, Grave Upheaval czy Temple Nightside (żeby wymienić tylko kilka, które przychodzą mi w pierwszej chwili do głowy), pewnym odniesieniem do प्रलय mogłyby faktycznie być nagrania Upon the Altar. Tym bardziej, że brzmienie tego krążka jest równie masywne i potężne co autorów „Descendants of Evil”, podobnie dudniące i uderzające z mocą kafara, jednocześnie na tyle selektywne, by nie trzeba było doszukiwać się poszczególnych instrumentów w ścianie dźwięku. Zdaje mi się jednak, że tym razem muzycy sięgnęli jeszcze głębiej w otchłań, schodząc przynajmniej o jedno piętro niżej w diabelskie czeluście. Zarazem, w odniesieniu do wspomnianych wcześniej taśm demo, dużo więcej na tym krążku fragmentów, kiedy zespół ostro wciska hamulec, zwalniając niemal do zera. Osobiście uważam, że w tych momentach choroba toczy muzykę प्रलय najmocniej, a Diabeł we własnej osobie oblizuje się ze smakiem. Poza tym, przyznać należy, że sporo w tych kompozycjach szaleństwa. I nie mam na myśli rozpędzania się do granic możliwości czy technicznych zawijańców, a raczej wprowadzanie do muzyki elementów nieco popierdolonych, podobnie jak, będących niejako łącznikiem między kolejnymi utworami, sampli rodem z horrorów klasy B. Obłęd panuje także w liniach wokalnych Demoniaca, będącego dla mnie najlepszym przykładem jednostki, która powinna zostać poddana egzorcyzmom. Facet charczy, szczeka, rzyga niczym z dna studni, stęka jak potępieniec i wydaje z siebie inne, bynajmniej nie ludzkie odgłosy. Obcując z tą twórczością trzeba mieć się na baczności. Materiał ten, mimo iż pierwotnie niepozorny, jest tak kurewsko zniewalający, że po kilku odsłuchach nie sposób się od niego oderwać. No chyba, że to tylko ja mam pierdolca na punkcie takich grobowych wyziewów, ale leczyć się z tego nie zamierzam. Dla mnie „Beyond the Tattered Curtain of Unspeakable Madness” to fantastyczny album, który zawładnął moim umysłem po całości, i jeden z największych pretendentów do debiutu roku na scenie krajowej.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz