wtorek, 15 lipca 2025

Recenzja Rebirth In Flames “Ascension to the Chaos”

 

Rebirth In Flames

“Ascension to the Chaos”

Iron, Blood and Death Corporation 2025

Ilekroć zaczynam swoją recenzję od stwierdzenia, że to moje pierwsze spotkanie z zespołem, a zdarza się to dość często, mam wrażenie, że ja w sumie chyba chuja wiem o scenie metalowej. Z drugiej strony, konia z rzędem temu, kto za wszystkim nadąża. Doba ma dwadzieścia cztery godziny, a nie samą muzyką człowiek żyje. Dobra, przejdźmy jednak do bohaterów dzisiejszego tekstu. Rebirth In Flames pochodzą z Chile, działają blisko dwudziestu lat, i zarejestrowali kilka demówek, splita, EP-kę i pełniaka. Wydawnictwo w temacie zawiera nagrania z ostatniego demo oraz EP-ki, nagranych już po wypuszczeniu w świat pełnowymiarowego materiału, oraz dorzuconych w formie bonusu nagrań na żywo. Zacznę może od końca, czyli od wspomnianego materiału live. Jest to faktycznie dodatek typowo kolekcjonerski, bowiem jakość tych nagrań jest, mówiąc oględnie, raczej średnia, a biorąc pod uwagę moje podejście do koncertówek, uważam że kompletnie niepotrzebny. Skupmy się zatem na materiale podstawowym. Pięć numerów z „Ascension to the Chos Axis” i „F**k Off… Lambs!!!” to czystej krwi szwedzki black metal z lat dziewięćdziesiątych. I to, mimo swojej oczywistej wtórności, zagrany tak, że nie sposób nie ściągnąć czapki z głowy. Chilijczycy doskonale odrobili lekcje zadane przez swoich profesorów, dzięki czemu ich kompozycje zieją chłodem i przepełnione są charakterystycznie melodyjnymi, zarazem trującymi melodiami. Jako iż panowie poruszają się przeważnie w tempie słusznym skojarzenia z wczesnym Dark Funeral, Setherial, czy, przez wspomnianą melodyjność, nawet z Dissection są nieuniknione. Jednocześnie zespołowi udało się uniknąć komponowania metodą kopiuj / wklej, przez co wspomniane nazwy można traktować jedynie jako całkiem dokładny drogowskaz, a nie zarzut. Nie ma na tym wydawnictwie utworu, który schodziłby poniżej bardzo wysokiego poziomu. W każdym znajdziemy jadowite tremolo i harmonie, których nie powstydziliby się mentorzy Rebirth In Flames. A biorąc pod uwagę, że nagrania te brzmią dokładnie tak, jak powinny, czyli przejrzyście a zarazem staroszkolnie, można chłopakom z Ameryki Południowej wyłącznie pogratulować umiejętności kultywowania czarnej sztuki z najlepszych lat. Dla mnie te pół godziny muzyki to esencja szwedzkiej szkoły, i przekonany jestem, że każdy  zaznajomiony w temacie się ze mną zgodzi. Sprawdzać!

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz