Rebirth In Flames
“Ascension to the Chaos”
Iron, Blood and Death Corporation 2025
Ilekroć zaczynam swoją recenzję od stwierdzenia, że
to moje pierwsze spotkanie z zespołem, a zdarza się to dość często, mam
wrażenie, że ja w sumie chyba chuja wiem o scenie metalowej. Z drugiej strony,
konia z rzędem temu, kto za wszystkim nadąża. Doba ma dwadzieścia cztery
godziny, a nie samą muzyką człowiek żyje. Dobra, przejdźmy jednak do bohaterów
dzisiejszego tekstu. Rebirth In Flames pochodzą z Chile, działają blisko
dwudziestu lat, i zarejestrowali kilka demówek, splita, EP-kę i pełniaka.
Wydawnictwo w temacie zawiera nagrania z ostatniego demo oraz EP-ki, nagranych
już po wypuszczeniu w świat pełnowymiarowego materiału, oraz dorzuconych w
formie bonusu nagrań na żywo. Zacznę może od końca, czyli od wspomnianego
materiału live. Jest to faktycznie dodatek typowo kolekcjonerski, bowiem jakość
tych nagrań jest, mówiąc oględnie, raczej średnia, a biorąc pod uwagę moje
podejście do koncertówek, uważam że kompletnie niepotrzebny. Skupmy się zatem
na materiale podstawowym. Pięć
numerów z „Ascension to the Chos Axis” i „F**k Off… Lambs!!!”
to czystej krwi szwedzki black metal z lat dziewięćdziesiątych. I to, mimo
swojej oczywistej wtórności, zagrany tak, że nie sposób nie ściągnąć czapki z
głowy. Chilijczycy doskonale odrobili lekcje zadane przez swoich profesorów,
dzięki czemu ich kompozycje zieją chłodem i przepełnione są charakterystycznie
melodyjnymi, zarazem trującymi melodiami. Jako iż panowie poruszają się
przeważnie w tempie słusznym skojarzenia z wczesnym Dark Funeral, Setherial,
czy, przez wspomnianą melodyjność, nawet z Dissection są nieuniknione.
Jednocześnie zespołowi udało się uniknąć komponowania metodą kopiuj / wklej, przez
co wspomniane nazwy można traktować jedynie jako całkiem dokładny drogowskaz, a
nie zarzut. Nie ma na tym wydawnictwie utworu, który schodziłby poniżej bardzo
wysokiego poziomu. W każdym znajdziemy jadowite tremolo i harmonie, których nie
powstydziliby się mentorzy Rebirth In Flames. A biorąc pod uwagę, że nagrania
te brzmią dokładnie tak, jak powinny, czyli przejrzyście a zarazem
staroszkolnie, można chłopakom z Ameryki Południowej wyłącznie pogratulować
umiejętności kultywowania czarnej sztuki z najlepszych lat. Dla mnie te pół
godziny muzyki to esencja szwedzkiej szkoły, i przekonany jestem, że każdy zaznajomiony w temacie się ze mną zgodzi.
Sprawdzać!
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz