Cancer Void
„First Metastasis” (EP)
Me Saco Un Ojo/Iron Fortress (2025)
Zawsze zdumiewał mnie fakt, że metalowa scena naszych południowych sąsiadów była traktowana trochę po macoszemu. Przecież pepiki wydalili w świat całą rzeszę wspaniałych (wszelako)grindowych i brutaldefowych kapel, by wspomnieć tu choćby Lykathea Aflame, Alienation Mental, Mincing Fury And the Guttural Clamour Of Queer Decay czy Ahumado Granujo. W ostatnich latach głośno było (i słusznie) o Snet, a przecież i Mordloch niewiele im ustępuje. W połowie wakacji Czesi powinni wysłać w świat kolejnego reprezentanta sceny czyli Cancer Void, który to zadebiutuje półgodzinnym miniabumem pod banderą Me Saco Un Ojo oraz Rotted Life. I cieszy mnie to bardzo, bo „First Metastasis” okazał się dla mnie niemałym zaskoczeniem. Już sama neonowo-psychodeliczna okładka zdradza, że Cancer Void nie zamierza się kurczowo trzymać konwencji, a zawartość, choć mocno osadzona w gatunku, tylko to potwierdza. Czesi grają klasyczny, staroszkolny metal śmierci, z głębokim growlem, wyrazistymi riffami i błyskotliwymi, czytelnymi kompozycjami. Muzycy Cancer Void zaskakują ogromnym potencjałem kompozytorskim, każdy z utworów posiada wyraźne zręby czegoś własnego, czegoś co w bardzo niedalekiej przyszłości może przerodzić się w coś co mają ich krajanie ze Snet i kilku innych, obecnie działających grup – rękę do pisania czytelnych, chwytliwych, wyrazistych kompozycji, które zebrane w kupę nie będą zlewały się w jedną masę. Tutaj nawet skromne odwołania do Demilich wydają się być celowe i w żadnym momencie nie są nadużywane. Czuć w tym graniu sporo skandynawskiej nuty, nie tylko wspomnianej fińskiej, ale i szwedzkiej, a przy tym wszystkim gitary potrafią momentami brzmieć bardzo thrashowo. Zwracają uwagę niebanalne solówki, zwraca uwagę także perkusja – momentami grająca banalne rzeczy, momentami mocno wyłamująca się ze schematów. Wisienką na torcie w muzyce Czechów wydają się skromne, acz cholernie sugestywne partie klawiszy, które ani na moment nie trącą myszką i są tutaj ogromną wartością dodaną. „First Metastasis” to niespełna pół godziny grania, ale mnogość rozwiązań i upchanie ich w zgrabne, zaskakująco czytelne formy daje podstawę do upatrywania w Cancer Void czegoś większego w przyszłości. Na ten moment nie jest to granie w pełni oryginalne, o którym można powiedzieć, że ma własną tożsamość, ale a pewno jest to granie dobre i pomysłowe, które ma otwarte kilka furtek, aby iść dalej. Miejcie na nich oko i ucho.
Harlequin

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz