Czarna
Jucha
„Zły
Duch”
Independent 2025
Już widzę te uśmieszki pod nosem. W sumie się nie
dziwię. Też sobie w pierwszej chwili pomyślałem „ja pierdolę, jaka nazwa”… Z
drugiej strony, jeśli za projektem stoi osoba MaxGregora, wokalisty i muzyka
udzielającego się w takich zespołach jak Martwa Aura, Old Skull czy
Annihilation Vortex, to popeliny raczej bym nie oczekiwał. „Zły Duch” to
czterdzieści minut black metalu. I powiem od razu na wstępie, że jest to
materiał niebywale różnorodny. A przy okazji oryginalny, bowiem niemożliwością
jest przypięcie mu jednolitej łatki, czy porównania do konkretnego zespołu,
albo nawet stylu. Materiał ten zawiera w sobie najlepsze wzorce drugiej fali,
ze stylistyką norweską na czele, nieco fragmentów klimatycznych, kapkę bardziej
współczesnej, głównie francuskiej szkoły, a nawet wyraźne nawiązania do thrashowego
kostkowania, żeby nie stwierdzić nawet, że jeszcze głębszej klasyki. W tym
ostatnim punkcie odniósłbym się do twórczości Negative Plane czy Funereal
Presence, ale nie przywiązujcie się do tych nazw zbyt mocno, bo są to wpływy
raczej śladowe. Powiedziałbym też, że daleko tym dźwiękom do awangardy. Jest to
bardziej kombinowanie oparte na klasycznych wzorcach, jedynie wyjątkowo
ciekawie wymieszanych. Największą zaletą Złego Ducha jest to, że materiał ten
nie wchodzi w łeb za pierwszym razem. Albo inaczej, zbyt wiele w nim smaczków,
by wszystko ogarnąć jednym łykiem. I pod tym względem mógłbym nawiązać choćby
do Furii, nawet jeśli czysto muzycznie jest to kompletnie inna bajka. Czarna
Jucha chwilami poraża intensywnością, by za chwilę wyrównać poziom napięcia
atmosferycznym odciążnikiem. Rozpędzić się do bardzo konkretnego tempa, po czym
mocno wyhamować. Raz zaatakować riffowaniem niemal na poziomie „raw”, żeby
chwilę potem popłynąć melodyjnym, mocno chwytliwym tremolo. Podobnie zresztą
jest w strefie wokalnej, gdzie ostre, surowe black metalowe wokale przeplatają
się z czystym, bardzo emocjonalnym śpiewem. Jeśli już jesteśmy przy śpiewie, to
nie sposób nie wspomnieć o treści, przekazywanej w naszym narodowym. Nie ma tu
mowy o żadnej grafomanii, bo wsłuchując się w liryki, chwilami faktycznie można
się nad nimi pochylić na dłużej i podumać, choć i tak myślę, że przede
wszystkim stanowią one bardzo osobistą sferę dla autora. Co by jednak nie
mówić, i jak bardzo tych piosenek nie analizować, w ostatecznym rozrachunku i
tak wychodzi mi, że Czarna Jucha jest kolejnym tworem na naszej blackmetalowej
scenie, od startu posiadającym własne „ja”. Kolejnym bardzo silnym debiutem,
może jeszcze nie pretendującym do ścisłej czołówki, ale na pewno wielce
obiecującym. Warto sprawdzić.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz