wtorek, 16 września 2025

Recenzja Czarna Jucha „Zły Duch”

 

Czarna Jucha

„Zły Duch”

Independent 2025

Już widzę te uśmieszki pod nosem. W sumie się nie dziwię. Też sobie w pierwszej chwili pomyślałem „ja pierdolę, jaka nazwa”… Z drugiej strony, jeśli za projektem stoi osoba MaxGregora, wokalisty i muzyka udzielającego się w takich zespołach jak Martwa Aura, Old Skull czy Annihilation Vortex, to popeliny raczej bym nie oczekiwał. „Zły Duch” to czterdzieści minut black metalu. I powiem od razu na wstępie, że jest to materiał niebywale różnorodny. A przy okazji oryginalny, bowiem niemożliwością jest przypięcie mu jednolitej łatki, czy porównania do konkretnego zespołu, albo nawet stylu. Materiał ten zawiera w sobie najlepsze wzorce drugiej fali, ze stylistyką norweską na czele, nieco fragmentów klimatycznych, kapkę bardziej współczesnej, głównie francuskiej szkoły, a nawet wyraźne nawiązania do thrashowego kostkowania, żeby nie stwierdzić nawet, że jeszcze głębszej klasyki. W tym ostatnim punkcie odniósłbym się do twórczości Negative Plane czy Funereal Presence, ale nie przywiązujcie się do tych nazw zbyt mocno, bo są to wpływy raczej śladowe. Powiedziałbym też, że daleko tym dźwiękom do awangardy. Jest to bardziej kombinowanie oparte na klasycznych wzorcach, jedynie wyjątkowo ciekawie wymieszanych. Największą zaletą Złego Ducha jest to, że materiał ten nie wchodzi w łeb za pierwszym razem. Albo inaczej, zbyt wiele w nim smaczków, by wszystko ogarnąć jednym łykiem. I pod tym względem mógłbym nawiązać choćby do Furii, nawet jeśli czysto muzycznie jest to kompletnie inna bajka. Czarna Jucha chwilami poraża intensywnością, by za chwilę wyrównać poziom napięcia atmosferycznym odciążnikiem. Rozpędzić się do bardzo konkretnego tempa, po czym mocno wyhamować. Raz zaatakować riffowaniem niemal na poziomie „raw”, żeby chwilę potem popłynąć melodyjnym, mocno chwytliwym tremolo. Podobnie zresztą jest w strefie wokalnej, gdzie ostre, surowe black metalowe wokale przeplatają się z czystym, bardzo emocjonalnym śpiewem. Jeśli już jesteśmy przy śpiewie, to nie sposób nie wspomnieć o treści, przekazywanej w naszym narodowym. Nie ma tu mowy o żadnej grafomanii, bo wsłuchując się w liryki, chwilami faktycznie można się nad nimi pochylić na dłużej i podumać, choć i tak myślę, że przede wszystkim stanowią one bardzo osobistą sferę dla autora. Co by jednak nie mówić, i jak bardzo tych piosenek nie analizować, w ostatecznym rozrachunku i tak wychodzi mi, że Czarna Jucha jest kolejnym tworem na naszej blackmetalowej scenie, od startu posiadającym własne „ja”. Kolejnym bardzo silnym debiutem, może jeszcze nie pretendującym do ścisłej czołówki, ale na pewno wielce obiecującym. Warto sprawdzić.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz