wtorek, 30 września 2025

Recenzja Infernal Thorns „Christus Venari”

 

Infernal Thorns

„Christus Venari”

Personal Records 2025

Kapela ta powstała już jakiś czas temu, bo w 2003 roku, ale po wielu problemach ze składem pierwszą płytę wydali dopiero w 2017. We wrześniu wypuścili swój trzeci album, którego zawartość to dziewięć numerów poczernionego death metalu. Jak na zespół z Ameryki Południowej przystało, ponieważ kwartet ten pochodzi z Chile, muzyka płynąca z „Christus Venari” jest dość szalona. To trochę takie połączenie debiutu Deicide z jedynką Morbid Angel, z dodatkiem chilijskiego temperamentu. Ten ostatni element, do tych spazmatycznych i bluźnierczych rytmów, wpuszcza sporo smoły i diabelskiej dzikości. Podstawą są tutaj szybkie i powykręcane akordy, z których wyłaniają się schizoidalne tremolo i równie chorobliwe solówki. Wszystko okresowo przechodzi w hiperkinetyczne, delikatnie kojarzące się z manierą war metalową blasty, które potrafią nagle zwolnić i przejść w miarowo gniotące kostkowanie na tłumionych strunach. Instrumentarium towarzyszą oczywiście obrazoburcze wokalizy, składające się z obskurnych growli, szorstkich powarkiwań oraz tajemniczych i zarazem nieprzyjaznych melodeklamacji. Momentami wszystkie głosy nakładają się na siebie, tworząc coś na wzór bluźnierczego „wyznania wiary”, w stylu Glen’a Benton’a. Całość jest doprawiona ostrym, ale i ciężkim brzmieniem, które doskonale kontrastuje z wysokotonowymi zagrywkami. To piekielna i opętańcza jazda, która nie bierze jeńców. Doskonała fuzja patentów znanych z produkcji wyżej wymienionych, kultowych brygad tyle, że na przyspieszonych obrotach, z większą dozą chorobliwej i zaraźliwej agresji i ostatecznie okraszona południowoamerykańskim szaleństwem. Sataniczna wściekłość aż kipi z tego krążka, a snujące się z niego dźwięki chwytają za gardło swymi pazurami od pierwszych taktów i nie puszczają do końca, z każdym kolejnym kawałkiem wbijając się coraz bardziej i boleśniej w szyję. Ból jest jednak rozkoszny i trwa prawie czterdzieści minut. Sadystyczny black-death metal, którego szybko nie zapomnicie.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz