Jordsjuk
„Naglet
Til Livet”
Indie
Recordings 2025
Ci
Norwedzy grają od 2023 i już gościli na łamach Apocalyptic Rites, za sprawą
epki jaką wydali w zeszłym roku, która składała się z trzech singlowych
numerów, opublikowanych wcześniej w wersji digital i jednego, nowego kawałka.
Wydawnictwem tym zrobili mi naprawdę dobrze, bo zawierało ono bezkompromisowy
black metal w norweskim stylu. Tym bardziej ucieszyłem się z faktu, że w mojej
skrzynce wylądował ich debiutancki album w postaci „Naglet Til Livet”. Panowie
umieścili na nim dwanaście niedługich utworów, które rozpierdoliły mi głowę
niczym karabinowa kula arbuz. Jordsjuk od czasu epki nie spuścił z tonu, ale za
to jeszcze podkręcił tempo. Tuzin krótkich, jak na dzisiejsze standardy ciosów
w ryj. Mnóstwo thrash metalowych riffów, przy których „Endless Pain”, to
kołysanka dla dzieci. Świdrujące bestialsko z delikatnie industrialną manierą
tremolando, z których Mysticum może sobie pozżynać. Parę atonalnych i
pełzających improwizacji, zlewających się w uwierającą kakofonię, przed którymi
cała współczesna, czarcia „awangarda” może co najwyżej klęknąć. Trochę
„kwadratowych” akordów, które bez problemu mogą stanąć w szranki z tymi z „White
Noise and Black Metal” Craft. I wreszcie spory pierwiastek anarchistyczny,
skutkujący typowymi dla norweskiego black metalu bujankami, których Darkthrone
mógłby dzisiaj młodszym kolegom pozazdrościć. Całość momentami zapierdala, że
„Panzer Division Marduk” dostaje zadyszki, ale na szczęście Jordsjuk potrafi
też zwolnić i pokołysać w średniej agogice, dając nie tylko nam i wyżej wspomnianym
Szwedom odsapnąć, bo podejrzewam, że muzycy odpowiedzialni za „Blood Must Be
Shed” dzięki temu również mogą odpocząć. Materiał zarejestrowany krystalicznie,
co w tym przypadku nie jest minusem, ponieważ uwypukla to ostrość i szorstkość
tutejszych numerów. Kompozycje skonstruowane w prosty sposób, bez żadnych
nowomodnych sztuczek, uderzają z agresją, korzystając tylko z pierwotnych
instynktów. Bezlitosna muzyka, która poraża intensywnością i skutecznie wbija
się w jaźń. Wściekła, buntownicza i zła płyta, niosąca klasyczny black metal w
najlepszym wydaniu. Lodowate i gęste gitary, pulsujący bas i idealnie
wpasowująca się w brzmienie wioseł perkusja, w rękach tych Norwegów, tworzą
wspólnie machinę wojenną, której dowodzi Mannenvond ze swoimi upiornymi
wokalami. Pełna rekomendacja.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz