Falling
Leaves
„The
Silence That Binds Us”
Self-Released 2025
Z
tej części świata jeszcze z żadną kapelą się chyba nie spotkałem, bowiem
Falling Leaves wywodzi się z Jordanii, ale obecnie rezyduje w Zjednoczonych
Emiratach Arabskich. Już trochę czasu istnieją, ponieważ ta czwórka artystów
założyła ten zespół w 2009 roku i debiut ma już dawno za sobą, bo wyszedł w
2012. Zatem „The Silence That Binds Us” to taki mały powrót zza grobu, gdyż od
ostatniego ich wydawnictwa minęło trzynaście lat. Mniejsza z tym. Najnowszy
album tego kwartetu to kontynuacja „jedynki” czyli coś dla smutasów. To
przygnębiająca wersja doom-death metalu, o melodyjności gotyckiej, zatem
miłośnicy takiej muzyki będą mieli okazję pławić się w niej przez blisko
godzinę. Osiem kawałków przepełnionych smutkiem, melancholią, introspekcją i
problemami egzystencjonalnymi. Brzmienie przysadziste i gęste, ciężka,
aksamitna perkusja i wyraźny bas, a wszystko w klawiszowej otulinie i
towarzystwie mieszanych wokali, bo niejaki Bashar Haroun raczy słuchaczy i
głębokimi growlami, i czystym śpiewem. Całość to taka mieszanka późnej
Katatonii z początkiem kariery My Dying Bride więc wszyscy chętni za
pośrednictwem tego krążka otrzymają powolne, przytłaczające akordy,
fantastyczne solówki, delikatniejsze, niemalże chwilami rockowe riffy oraz
rozleniwiające i refleksyjne pasaże, bogato ozdobione syntezatorami, pianinem i
smyczkami.Muza płynie w spokojnym tempie, cierpliwie drążąc skałę i roztaczając
ponury, przygnębiający klimat. Atmosferyczności jaki i również należytej
ciężkości odmówić Falling Leaves nie można, ale oryginalności już tak, choć nie
wiem czy to minus, ponieważ ich kompozycje to po prostu rzetelnie skonstruowany
doom-death metal, w którym znajdziecie wszystko co w tym gatunku być powinno. Niezbyt
szybko, momentami trochę zbyt ckliwie, ale nie nudno i intensywnie.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz