wtorek, 16 września 2025

Recenzja Falling Leaves „The Silence That Binds Us”

 

Falling Leaves

„The Silence That Binds Us”

Self-Released 2025

Z tej części świata jeszcze z żadną kapelą się chyba nie spotkałem, bowiem Falling Leaves wywodzi się z Jordanii, ale obecnie rezyduje w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Już trochę czasu istnieją, ponieważ ta czwórka artystów założyła ten zespół w 2009 roku i debiut ma już dawno za sobą, bo wyszedł w 2012. Zatem „The Silence That Binds Us” to taki mały powrót zza grobu, gdyż od ostatniego ich wydawnictwa minęło trzynaście lat. Mniejsza z tym. Najnowszy album tego kwartetu to kontynuacja „jedynki” czyli coś dla smutasów. To przygnębiająca wersja doom-death metalu, o melodyjności gotyckiej, zatem miłośnicy takiej muzyki będą mieli okazję pławić się w niej przez blisko godzinę. Osiem kawałków przepełnionych smutkiem, melancholią, introspekcją i problemami egzystencjonalnymi. Brzmienie przysadziste i gęste, ciężka, aksamitna perkusja i wyraźny bas, a wszystko w klawiszowej otulinie i towarzystwie mieszanych wokali, bo niejaki Bashar Haroun raczy słuchaczy i głębokimi growlami, i czystym śpiewem. Całość to taka mieszanka późnej Katatonii z początkiem kariery My Dying Bride więc wszyscy chętni za pośrednictwem tego krążka otrzymają powolne, przytłaczające akordy, fantastyczne solówki, delikatniejsze, niemalże chwilami rockowe riffy oraz rozleniwiające i refleksyjne pasaże, bogato ozdobione syntezatorami, pianinem i smyczkami.Muza płynie w spokojnym tempie, cierpliwie drążąc skałę i roztaczając ponury, przygnębiający klimat. Atmosferyczności jaki i również należytej ciężkości odmówić Falling Leaves nie można, ale oryginalności już tak, choć nie wiem czy to minus, ponieważ ich kompozycje to po prostu rzetelnie skonstruowany doom-death metal, w którym znajdziecie wszystko co w tym gatunku być powinno. Niezbyt szybko, momentami trochę zbyt ckliwie, ale nie nudno i intensywnie.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz