niedziela, 28 września 2025

Recenzja Hedonist „Scapulimancy”

 

Hedonist

„Scapulimancy”

Southern Lord Rec. 2025

Demo Hedonist, wydane cztery, a wznowione trzy lata temu przez Dawnbreed Records, było dla mnie jednym z najbardziej obiecujących materiałów, świeżego na scenie zespołu, od lat. O tym, iż ukazał się debiut, dowiedziałem się całkowicie przypadkowo, i zrobiłem coś, czego nie robię od dawien dawna. Kupiłem sobie (a właściwie sprowadziłem, bo żadne krajowe distro nie miało tego na stanie) płytę w ciemno. Zacznijmy od tego, że Hedonist to w zasadzie banda punków. Członkowie zespołu udzielają się bowiem (lub udzielali) w przynajmniej kilku punkowych czy crustowych składach. Pod wspomnianą nazwą tworzą z kolei najczystszej krwi, staroszkolny death metal, bardzo mocno zainfekowany brytyjską stalą pancerną. W zasadzie stwierdzenie, że obok Slugathor, Kanadyjczycy są jednym z najwybitniejszych uczniów Bolt Thrower powinno zamknąć całą dyskusję. Jednak szkopuł tkwi w szczegółach. O ile charakterystyczne, ciężkie melodie przewijają się tutaj w każdej jednej kompozycji, tak z drugiej strony od nazwania Hedonist klonem jestem jak najbardziej daleki. Choćby dlatego, że masywne harmonie rodem z pola bitwy, panowie (i pani, ale o tym za chwilę) potrafią wzbogacić solidną dawką szwedzizny. I to niekoniecznie z gatunku oczywistych, pokroju Entombed czy Grave, ale także tych bardziej melodyjnych, jak Gorement czy Utumno. Zespół najwyraźniej zna także klasykę sobie geograficznie bliższą, bo w drugim na płycie „Heresy” przez chwilę tak mocno zajeżdża Possessed, iż przez sekundę pomyślałem, że słucham „Seven Churches”. Nie ma tutaj przesadnego szarżowania, całość jest utrzymana w tempie słusznym, ale nie szaleńczym, a wspomniane inspiracje przekuwane są na własny styl w sposób nie pozostawiający nic do życzenia. Zresztą album ten jest dowodem na to, że za lat dziewięćdziesiątych liczyły się przede wszystkim riffy, co dziś niekoniecznie jest na porządku dziennym, aczkolwiek w wielu przypadkach nie o to chodzi. No ale to temat na inną historię. Hedonist brzmi cholernie ciężko, chwilami wręcz miażdżąco, co w połączeniu ze wspomnianymi melodiami tworzy formułę niszczącą. Słowo o wokalach. Pisząc recenzję „Sepulchral Lacerations”, wspomniałem, iż są one nieco płaskie i jednolite. Jakimś cudem przeoczyłem jednak fakt, że odpowiada za nie przedstawicielka płci piękniejszej, co kompletnie zmienia postać rzeczy. Biorą bowiem pod uwagę, że nie dosłuchałem się tej denerwującej, damskiej maniery growla, AJ struny głosowe faktycznie musi mieć z (nomen omen) stali. A że kobitka wygląda na osobę niesamowicie charyzmatyczną, to natychmiast zapragnąłem zobaczyć Hedonist na żywca, i zapewne skorzystam, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja. A jeśli wam trafi się znaleźć gdzieś na sklepowej półce egzemplarz „Scapulimancy”, a nadal żal wam rozpadu wspomnianych klasyków, i nawet Memoriam nie koi bólu w sercu, to nie wahajcie się ani chwilę i bierzcie ten materiał w ciemno. Na chwilę obecną dostępny jest co prawda jedynie winyl, a macki Southern Lord jakoś słabo sięgają w nasze rejony, ale polować warto (albo poczekać na CD, bo zapewne ktoś takowy, szybciej czy później wypuści). Ścisły top tego roku, przynajmniej w kategorii „Debiuty”.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz