czwartek, 25 września 2025

Recenzja Terrorama „In Death's Vicinity”

 

Terrorama

„In Death's Vicinity”

Bestial Invasion 2025

Terrorama pochodzą z Norrköping, w Szwecji, i działają nieprzerwanie grubo ponad dwie dekady. W międzyczasie zdążyli zarejestrować trzy materiały pełnometrażowe, cztery demówki i dwa splity. I to właśnie te pomniejsze wydawnictwa, nie licząc najświeższego, dzielonego z z Deathstorm, zawiera „In Death’s Vicinity”. Łącznie jest to ponad godzina muzyki, i małe kompendium twórczości zespołu, a przynajmniej jego najsurowszej wersji. Tak po prawdzie, całe to wydawnictwo można spiąć jedną klamrą, czy też wspólnym mianownikiem, a jest nim „surowość”. Nie mam tu na myśli surowości ponad miarę, bo nagrania te, choć różnice w brzmieniu pomiędzy poszczególnymi sesjami zauważalnie się różnią, zachowują ramy przyzwoitości, i faktycznie brzmią jak nagrania demo a nie asłuchalne reh’y z piwnicy, gdzie nawet światła nie ma. Powiedziałbym, że przypominają klasykę podziemia wczesnych lat dziewięćdziesiątych, co mi pasuje idealnie. Podobnie rzecz się ma także z samą muzyką. Terrorama grają mieszankę trzech podstawowych stylów ze wspomnianego okresu, niemal równomiernie mieszając ze sobą wpływy thrashowe, czy też może bardziej proto-deathmetalowe z blackowym, chwilami z odrobinę punkującym sznytem. W przeważającej większości kompozycje na ten kompilacji to zagrany na wysokich obrotach poczerniały, zdeathowiony thrash, przepełniony młodzieńczym buntem i ostrym wkurwem. Króluje tu prostota. Nie, że kolejne kawałki oparte są na trzech chwytach, ale wirtuozerskiej finezji ciężko się w nich dopatrzeć. Muzyka Szwedów raczej ma chłostać, niż wirtuozersko torturować, i pod tym względem można mieć dość mocne skojarzenia choćby z wczesną twórczością Kreator / Sodom / Destruction. Sekcja rytmiczna także nie wybija się poziomem ponad „podstawówkę”, a brzmienie beczek w niektórych kawałkach to czysta, garażowa, prosta jak kij od miotły poezja. Wokal oscyluje tu gdzieś na granicy blackmetalowego wrzasku i mocnego krzyku, a że jego linie są podobnie bezpośrednie co muzyka, to idealnie wpasowuje się w całość. Powiem wam, że naprawdę dobrze się tego słucha, bo wali ten materiał w ryj w sposób niewysublimowany, dokładnie tak, jak powinien, i dokładnie tak, jak czyniły to zespoły niemal czterdzieści lat temu. Zero wazeliniarstwa pod publiczkę, love us, or, kurwa, hate us! Dlatego też zdecydowanie polecam zapoznanie się w tą składanką, nawet jeśli, powiedzmy sobie szczerze, Terrorama do tworów wybitnych nie należą. Z drugiej jednak strony, nie ma tutaj lipy, więc co macie do stracenia?

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz