Terrorama
„In Death's Vicinity”
Bestial Invasion 2025
Terrorama pochodzą z Norrköping, w Szwecji, i
działają nieprzerwanie grubo ponad dwie dekady. W międzyczasie zdążyli
zarejestrować trzy materiały pełnometrażowe, cztery demówki i dwa splity. I to
właśnie te pomniejsze wydawnictwa, nie licząc najświeższego, dzielonego z z
Deathstorm, zawiera „In Death’s Vicinity”. Łącznie jest to ponad godzina
muzyki, i małe kompendium twórczości zespołu, a przynajmniej jego najsurowszej
wersji. Tak po prawdzie, całe to wydawnictwo można spiąć jedną klamrą, czy też
wspólnym mianownikiem, a jest nim „surowość”. Nie mam tu na myśli surowości ponad
miarę, bo nagrania te, choć różnice w brzmieniu pomiędzy poszczególnymi sesjami
zauważalnie się różnią, zachowują ramy przyzwoitości, i faktycznie brzmią jak
nagrania demo a nie asłuchalne reh’y z piwnicy, gdzie nawet światła nie ma.
Powiedziałbym, że przypominają klasykę podziemia wczesnych lat
dziewięćdziesiątych, co mi pasuje idealnie. Podobnie rzecz się ma także z samą
muzyką. Terrorama grają mieszankę trzech podstawowych stylów ze wspomnianego
okresu, niemal równomiernie mieszając ze sobą wpływy thrashowe, czy też może
bardziej proto-deathmetalowe z blackowym, chwilami z odrobinę punkującym
sznytem. W przeważającej większości kompozycje na ten kompilacji to zagrany na
wysokich obrotach poczerniały, zdeathowiony thrash, przepełniony młodzieńczym
buntem i ostrym wkurwem. Króluje tu prostota. Nie, że kolejne kawałki oparte są
na trzech chwytach, ale wirtuozerskiej finezji ciężko się w nich dopatrzeć.
Muzyka Szwedów raczej ma chłostać, niż wirtuozersko torturować, i pod tym
względem można mieć dość mocne skojarzenia choćby z wczesną twórczością Kreator
/ Sodom / Destruction. Sekcja rytmiczna także nie wybija się poziomem ponad
„podstawówkę”, a brzmienie beczek w niektórych kawałkach to czysta, garażowa,
prosta jak kij od miotły poezja. Wokal oscyluje tu gdzieś na granicy
blackmetalowego wrzasku i mocnego krzyku, a że jego linie są podobnie
bezpośrednie co muzyka, to idealnie wpasowuje się w całość. Powiem wam, że
naprawdę dobrze się tego słucha, bo wali ten materiał w ryj w sposób
niewysublimowany, dokładnie tak, jak powinien, i dokładnie tak, jak czyniły to
zespoły niemal czterdzieści lat temu. Zero wazeliniarstwa pod publiczkę, love
us, or, kurwa, hate us! Dlatego też zdecydowanie polecam zapoznanie się w tą
składanką, nawet jeśli, powiedzmy sobie szczerze, Terrorama do tworów wybitnych
nie należą. Z drugiej jednak strony, nie ma tutaj lipy, więc co macie do
stracenia?
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz