Destruction
Ritual
„Providence”
EAL Productions 2025
Są
dwie kapele o tej nazwie. Jedna pochodzi w całości z USA, zaś ta, o której
właśnie mowa to nowy twór, będący aliansem muzyków z Francji i Stanów
Zjednoczonych Ameryki, znanych z kilku innych zespołów. Panowie powołali do
życia Destruction Ritual w 2020 roku, po czym wydali demosa, a obecnie
wypuszczają swój debiut. Krążek ten to sześć utworów utrzymanych w black
metalowym tonie, który jest połączeniem manier francuskich ze skandynawskimi,
co zrodziło ciekawą i niebezpieczną hybrydę. Północnoeuropejskie naleciałości
to przede wszystkim przeszywające tremolo oraz zadzierżyste riffy wskazujące na
podobieństwa z norweskim podejściem z początku lat dziewięćdziesiątych.
Francuska galanteria to niskie brzmienie i gęste akordy, które niekiedy
uderzają w dysonansowe rejony, ale również chwytający za gardło duszny i
nieprzyjazny klimat. Wszystko zgrabnie połączone ze sobą generuje niesamowicie
mizantropijną muzę, o zwartych strukturach, z których niczym węże wyłażą świdrujące
tremolo, niosąc ze sobą schizofreniczne i ponure harmonie. Zresztą cały
materiał charakteryzuje się specyficzną melodyką, nie mającej nic wspólnego ze
„sklepikiem z cukierkami”, bo ich psychotyczność i nieprzyjazność jest nader
oczywista i jasno wyraża uczucia tego tercetu. W kreowaniu tej zimnej,
mizantropijnej atmosfery niewątpliwie pomagają idealne wokale, znanego z
udziału w Aosoth, niejakiego MkM, który operuje swym gardłem tak, że
wydobywające się z niego dźwięki, śmierdzą śmiercią na odległość. Destruction
Ritual nagrali zajadły i jednocześnie odurzający black metal, który nie tylko
batoży w średnim tempie, lecz i także rytualnie pobujać potrafi, jak chociażby
w trzecim utworze „Gone Days Of Splendor”. Bardzo dobra diabelszczyzna, która
gwarantuje ponad czterdzieści minut muzyki wypełnionej po brzegi sataniczną
aurą, przemocą i okultyzmem. Polecam. Fani czarciego metalu mogą brać w ciemno.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz