Pandemic
Outbreak
„Torment Beyond
Comprehension”
Godz ov War 2025
W cztery lata po debiutanckim „Skulls Beneath the
Cross” gdański Pandemic Outbreak powraca, w nieco przewietrzonym składzie, z
nową płytą. Nie będę ukrywał, że czekałem na ten materiał, bowiem wspomniane
„czaszki” miały w sobie spory potencjał. I kurewsko się cieszę, że ów potencjał
został w przypadku tego zespołu rozwinął się we właściwy, w sumie to nawet
bardziej niż bym tego oczekiwał, sposób. „Torment Beyond Comprehension” jest
bowiem kontynuacją tego, co było wcześniej, jednak zdecydowanie bardziej
dojrzałą i rozwiniętą. Nadal jest to thrash metal ze sporą domieszką death
metalu. Thrashowe są tutaj przede wszystkim riffy. Niczym za starych, dobrych
czasów, tnące do kości, niesamowicie agresywne i na wskroś „metalowe”,
jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało. W przypadku Pandemic Outbreak, co
podkreślić należy, nie ma znaczenia, w jakim tempie owe cięcia następują. Bo
chłopaki potrafią zajebać na pełnej kurwie, w stylu Demolition Hammer, jak i
zaorać wyraźnym zwolnieniem. Jednak każdy ich riff to prawdziwy riff, a nie
jakiś uzupełniacz. Każdy kawałek na tym krążku to solidny kop w dupsko,
moshopędny rozpierdalacz, kandydat na koncertowy hit. Kurwa, wsłuchując się w
te harmonie, jak choćby rozpoczynającą „Confess Your Sins” albo w „Left for
Vultures”, mam autentyczne ciary, bo to jest przecież muzyka żywcem z lat
dziewięćdziesiątych, lat mojej młodości, kiedy waliłem konia do kapel będących
dziś klasykami gatunku. No i te solówki, no ja pierdolę, miód na moje uszy! Co
ciekawe, „Torment Beyond Comprehension” z każdym kolejnym kawałkiem rozkręca
się coraz bardziej, bo gdybym na siłę musiał wskazywać palcem najlepsze kawałki
z tej, bardzo równej moim zdaniem, płyty, to jakoś tak chyba zacząłbym od
końca. Słuchanie dwójki Gdańszczan jest zatem czymś na zasadzie nadmuchiwania
balona, z chwilowym jedynie spuszczanie nadmiaru powietrza, by nie eksplodował
zbyt wcześnie. Brzmi to fantastycznie (choć tu właśnie nieco góruje sound
deathmetalowy, co z barwą wokalną jest wspomnianą wcześniej domieszką
rzeczonego nurtu), okładka też jest dojebana, no nie wiem, czego chcieć więcej.
Nie wiem, czy istnieje jakaś wewnętrzna rywalizacja między Pandemoc Outbreak a
Frightful, bo to, jakby nie patrzeć, nieco inne granie, ale gdybym mimo to miał
wybierać, kto w metal umi bardziej, to chyba postawiłbym (minimalnie) na tych
pierwszych. Rozjebał mnie ten album, jestem kupiony po całości.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz