czwartek, 7 grudnia 2023

Recenzja NARBO DACAL „Elysium Now”

 

NARBO DACAL

„Elysium Now”

Piranha Music 2023

To, że nasze rodzime sceny Death i Black Metalowa, to potęga niezmożona wiadomo nie od dziś, podkreślałem zresztą ten fakt już wiele razy. W ostatnim czasie jednak doszlusowała do nich zdecydowanym ruchem lewej ręki, rozwijająca się prężnie, choć zarazem w swoim, niespiesznym rytmie Polska frakcja Sludge/Doom (co mnie osobiście bardzo cieszy). Niezbitym na to dowodem są takie zespoły jak Dope Lord, Mag, Tankograd, Las Trumien, czy właśnie Narbo Dacal, którego to pierwszy, pełny album spróbuję przybliżyć Wam choć trochę w tej recenzji. Jak już poniekąd zdradziłem na samym początku, Krakowskie trio szyje zagęszczonym ściegiem gruby gobelin utkany ze Sludge Metalowej osnowy i Doom Metalowego wątku. Oczywiście jest to tylko kręgosłup muzyki Narbo Dacal, gdyż na owym masywnym rdzeniu dzieje się więcej, zdecydowanie więcej. Po kolei jednak, wszak jak to mówią, pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Tak więc podstawą „Elysium…” są ciężko bijące beczki, miażdżący organy wewnętrzne bas, gniotące potwornie wiosła i charakterystyczne, emocjonalne wokalizy, do których jednak trzeba nieco przywyknąć, ale o tym za chwilę. Wierzcie mi, w chuj ciężkie są podstawy tej płyty i nie raz sprawiły one, że odbiła mi się komunijna oranżada. Jakby tego było mało, wokół wspomnianego tu już, miażdżącego rdzenia tego albumu wirują w szalonym, niemal rytualnym tańcu, meandrujące, psychodeliczne tekstury rodem z kwaśnego rocka przełomu lat 70-tych i 80-tych, progresywne, niewąsko niekiedy zakręcone patenty, które śmiało mogłyby się znaleźć na wielu produkcjach z tego gatunku, czy też bardziej atmosferyczne, niemal eteryczne zagrywki, które jednak na beret cisną potwornie. Na płytce tej usłyszymy także pewne ilości zdecydowanie mocniejszego pierdnięcia, które zbliża się do rejonów opanowanych przez Śmierć i jej popleczników (myślę tu zwłaszcza o równych, miażdżących pasażach gitarowych, popartych przytłaczającą sekcją rytmiczną). Nie brakuje także na tej płycie, technicznych, bardziej popapranych patentów, które podkreślają wysoce psychoaktywny i transowy zarazem wydźwięk tej produkcji. Wspominałem powyżej, że do wokali trzeba się przyzwyczaić, i rzeczywiście tak jest, jednak po dwóch, trzech okrążeniach tej płyty człowiek nie wyobraża sobie, aby mogły one być wykonane w inny sposób. Eli i Bartek (przepraszam za poufałość) odwalili bez dwóch zdań kawał zajebistej roboty. Cała ta płyta, to zresztą pokaz muzycznego, jak i kompozycyjnego kunsztu, oraz niesamowicie bogatej wyobraźni twórczej. Fajnie, że Piranha Music wyławia takie projekty i rzuca ich materiały niczym perły między wieprze. Doskonała płyta, potwierdzająca fakt, że nasze ojczyste kapele spod znaku Sludge/Doom nie muszą się już kłaniać nikomu. Tak sądzę i swego zdania nie zmienię, choćby żywym ogniem przypalano mi stopy.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz