piątek, 22 grudnia 2023

Recenzja Malicious „Merciless Storm”

 

Malicious

„Merciless Storm”

Invictus Prod. 2023

Nie wiem, dlaczego debiutancki album Malicious nie pojawił się swego czasu na naszych łamach. Był to album naprawdę zacny i chyba jedynie z powodu natłoku promówek jakie do nas docierają przegapiony został. No to nadrabiamy zaległości, bowiem Finowie powracają z nową EP-ką, która, krótko mówiąc, niesie śmierć. Death metal to jest. Bardzo wkurwiony i nie cierpiący jakichkolwiek znamion kompromisu. Kojarzycie taki zespół jak AngelCorpse? Albo Concrete Winds? Albo, jeszcze bliżej – Beyond czy Omegavortex? Ta, wiem, rzucam nazwami jak z kapelusza, ale wierzcie mi, to co usłyszycie na „Merciless Storm” to właśnie mieszanka wymienionych nazw. I w zasadzie mógłbym tutaj zakończyć swoje wywody, bo każdy zainteresowany wie już o co chodzi. Chłopaki jadą z koksem bez ograniczeń, skupiając się na intensywności riffowania, bez zabawy w jakieś techniczne specyfiki. Jeśli komuś w czasach obecnych brakuje death metalu w death metalu, to powinien sobie na odtrutkę zapodać te dziesięć minut bezlitosnego nakurwu jaki serwują Malicious. Mało w tym melodii jako takiej, bardziej przewija się ona w wkręcających się w łeb, mocno podrasowanych harmoniach obrzyganych od stóp do głów Helmkampowym wokalem. Niekoniecznie mam tu na myśli jego ton, co intensywność. Kolesie gnają do przodu w staroszkolnym stylu i nie pozostawiają jeńcom kromki chleba do konsumpcji. Pięknie to przy okazji brzmi. Niby czytelnie, ale z zachowaniem odpowiedniej dawki syfu i szlamu. Pięknie nam się panowie prezentują, przed milionami słuchaczy. To jest death metal, a nie jakaś popierdółka. Wszystko, kurwa, w temacie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz