CHURCH OF THE DEAD
„Beyond Death”
Redefining Darkness Records 2023
Kurczę,
całkiem do rzeczy grają ci Finowie, ale jakiś większy rozgłos raczej im nie
grozi, choć szczerości i pasji ich muzyce odmówić absolutnie nie można. Taka
oto myśl naszła mnie, gdy po raz trzeci konsumowałem tegoroczny, drugi ich
pełny album zatytułowany „Beyond Death”. Church of the Dead, bo to właśnie o
nich mowa, rzeźbią bowiem na nim solidny, rzetelny, poczerniały z lekka Metal
Śmierci, który odpowiedni poziom trzyma, ale żadnych drzwi absolutnie wyważyć
nie zdoła, zresztą wcale nie takie były chyba intencje muzyków, gdy go
nagrywali (podkreślam słowo chyba, bo zdolności jasnowidzenia są mi obce).
Dobra, wystarczy już jednak tych domysłów, pora walnąć setę i przejść do konkretów.
Krążek ten, to jak już wspominałem, 41 minut dobrego, Death Metalowego
rzemiosła. Beczki mają odpowiedni ciężar i gniotą jak należy, tłuściutki bas przygniata do gleby, jadowite riffy o
ziarnistych krawędziach potrafią ranić głęboko, a przepastne growle,
przywołujące niekiedy styl wokalny L.G. Petrova doskonale współgrają z warstwą
instrumentalną tej płytki. Pomiędzy stosunkowo gęstymi, śmiertelnymi teksturami
tej produkcji pomykają zalatujące chłodem, jadowite, czarcie melodie, które
nadają całości z lekka bluźnierczego klimatu, a pewne ilości crusta, czy
punkowych d-beatów dbają, aby ta muzyka zachowała odpowiednio surowy charakter.
Milczeniem nie można także pominąć potężnych, Doom Metalowch akcentów o
pogrzebowym zabarwieniu, gdyż sprawiają one, że płytka ta, bez dwóch zdań gniecie okrutnie. Naprawdę fajnie to wszystko
trybi, choć po mojemu album ten napędzają w sposób zdecydowany miażdżące
interakcje występujące pomiędzy grubo pulsującym basem a soczystymi partiami
gitary. Kościół Umarłych nie gra specjalnie skomplikowane muzyki, wychodzą oni
raczej z założenia, że siła leży w prostocie, a mimo to można wyłapać na tym
krążku pewne smaczki i ozdoby, które dodają mu kolorytu (jak choćby akcenty
wiolonczeli w ostatnim, przytłaczającym „Floating in Blood”). Usłyszymy tu
także brawurowo wykonany „Chainsaw Gutsfuck” wiadomo kogo, i samo zamieszczenie
tego coveruna tym krążku nie jest niczym dziwnym, lecz wrzucenie go prawie
idealnie w sam środek płyty zakrawa na szaleństwo. Wierzcie mi jednak, była to
bardzo dobra decyzja, gdyż wałek ten idealnie wtopił się w zawartość tego
materiału. Dobra, konkretna, Death Metalowa płyta. Na koniec jeszcze jedna
myśl, która zrodziła się w mej głowie podczas słuchania dwójki Church Of The
Dead. Jeżeli takie płyty jak „Beyond Death” uważamy jedynie za solidne, to gatunek
zwany Metalem Śmierci musi się mieć lepiej, niż kiedykolwiek. I bardzo kurwa
dobrze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz