poniedziałek, 11 grudnia 2023

Recenzja CHURCH OF THE DEAD „Beyond Death”

 

CHURCH OF THE DEAD

„Beyond Death”

Redefining Darkness Records 2023

Kurczę, całkiem do rzeczy grają ci Finowie, ale jakiś większy rozgłos raczej im nie grozi, choć szczerości i pasji ich muzyce odmówić absolutnie nie można. Taka oto myśl naszła mnie, gdy po raz trzeci konsumowałem tegoroczny, drugi ich pełny album zatytułowany „Beyond Death”. Church of the Dead, bo to właśnie o nich mowa, rzeźbią bowiem na nim solidny, rzetelny, poczerniały z lekka Metal Śmierci, który odpowiedni poziom trzyma, ale żadnych drzwi absolutnie wyważyć nie zdoła, zresztą wcale nie takie były chyba intencje muzyków, gdy go nagrywali (podkreślam słowo chyba, bo zdolności jasnowidzenia są mi obce). Dobra, wystarczy już jednak tych domysłów, pora walnąć setę i przejść do konkretów. Krążek ten, to jak już wspominałem, 41 minut dobrego, Death Metalowego rzemiosła. Beczki mają odpowiedni ciężar i gniotą jak należy, tłuściutki  bas przygniata do gleby, jadowite riffy o ziarnistych krawędziach potrafią ranić głęboko, a przepastne growle, przywołujące niekiedy styl wokalny L.G. Petrova doskonale współgrają z warstwą instrumentalną tej płytki. Pomiędzy stosunkowo gęstymi, śmiertelnymi teksturami tej produkcji pomykają zalatujące chłodem, jadowite, czarcie melodie, które nadają całości z lekka bluźnierczego klimatu, a pewne ilości crusta, czy punkowych d-beatów dbają, aby ta muzyka zachowała odpowiednio surowy charakter. Milczeniem nie można także pominąć potężnych, Doom Metalowch akcentów o pogrzebowym zabarwieniu, gdyż sprawiają one, że płytka ta, bez dwóch zdań  gniecie okrutnie. Naprawdę fajnie to wszystko trybi, choć po mojemu album ten napędzają w sposób zdecydowany miażdżące interakcje występujące pomiędzy grubo pulsującym basem a soczystymi partiami gitary. Kościół Umarłych nie gra specjalnie skomplikowane muzyki, wychodzą oni raczej z założenia, że siła leży w prostocie, a mimo to można wyłapać na tym krążku pewne smaczki i ozdoby, które dodają mu kolorytu (jak choćby akcenty wiolonczeli w ostatnim, przytłaczającym „Floating in Blood”). Usłyszymy tu także brawurowo wykonany „Chainsaw Gutsfuck” wiadomo kogo, i samo zamieszczenie tego coveruna tym krążku nie jest niczym dziwnym, lecz wrzucenie go prawie idealnie w sam środek płyty zakrawa na szaleństwo. Wierzcie mi jednak, była to bardzo dobra decyzja, gdyż wałek ten idealnie wtopił się w zawartość tego materiału. Dobra, konkretna, Death Metalowa płyta. Na koniec jeszcze jedna myśl, która zrodziła się w mej głowie podczas słuchania dwójki Church Of The Dead. Jeżeli takie płyty jak „Beyond Death” uważamy jedynie za solidne, to gatunek zwany Metalem Śmierci musi się mieć lepiej, niż kiedykolwiek. I bardzo kurwa dobrze!

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz