środa, 27 grudnia 2023

Recenzja Witchsnake „Deathcult of the Snake”

 

Witchsnake

„Deathcult of the Snake”

Helter Skelter / Regain 2023

Tak dziś zdałem sobie sprawę, iż dość dawno nie zaglądałem pod strzechy Helter Skelter / Regain. Co prawda shub niggurath skutecznie mnie w temacie wyręcza, ale co nieco jeszcze zostało nieobrobionego. No i dość szybko natknąłem się na płytę, która zrobiła mi cały wieczór. Mowa tu o nieznanym mi wcześniej Witchsnake. Panowie pochodzą z Włoch, a „Deathcult of the Snake” jest ich drugim albumem. No i powiem wam, że pod drineczka jest to granie jak znalazł. Ogólnie rzecz ujmując mamy tu do czynienia z muzyką z gatunku sludge. I może nie jest to mój ulubiony nurt, jednak jeśli ktoś potrafi odpowiednio się w temacie zaprezentować, to zawsze jestem otwarty. A Włosi potrafią, po stokroć. Przede wszystkim dlatego, iż ich kompozycje wymykają się chwilami standardom gatunku i skręcają w rejony klasycznie doomowe. Zatem poza wpływami choćby Neurosis, spotkamy się tu ze sporymi naleciałościami Electric Wizard czy Kyuss. Kwasowość tych kompozycji jest na naprawdę wysokim poziomie, ale wcale nie trzeba trzymać pod językiem kolorowych obrazków żeby doświadczyć pewnego rodzaju podróży. Panowie w wyjątkowo wciągający sposób płyną po swojemu. Wiosłując raz po raz przechodzącymi przez siebie melodiami, pobudzającymi zmysły i infekującymi swoją chwytliwością. Z harmoniami charakterystycznymi dla ojców klasycznego doom zajebiście komponują się także patenty mocno bluesowe, jak choćby w kończącym płytę instrumentalnym „Laughing Among the Ruins”, będącym pewnego rodzaju podsumowaniem całości. Aczkolwiek nadmienić należy, że wokal na tym krążku też nie jest bez znaczenia. Zwłaszcza ze względu na barwę, mogącą chwilami dość mocno kojarzyć się z nieśmiertelnym Lemmym. Cholernie chwytliwa to muzyka i niebezpiecznie wręcz wciągająca. Przy tym brzmieniem przypominająca zaszczaną toaletę przy wiejskiej stacji benzynowej, gdzie ktoś tylko od czasu do czasu szmatą przejedzie, ale ogólnie panuje syf. Nie pozostaje mi nic innego, jak silnie rekomendować te piosenki, nie tylko fanom gatunku, bo przecież ja do takowych chyba nie należę. Chociaż, gdyby płyty podobne do „Deathcult of the Snake” wychodziły częściej, to kto wie, czy bym się za takie narkotyki nie sprzedał.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz