CHANID
„Kerygma” (Ep)
Case-Studio 2023
Po
trzech latach ciszy przypomina o sobie kolejnym wydawnictwem stołeczny Chanid.
Nie maiłem okazji słyszeć wydanej przed trzema laty Ep’ki „In Hoc Signo Vinces”,
więc niejako, moim punktem odniesienia będzie tu (do pewnego stopnia oczywiście)
pierwszy album zespołu zatytułowany „Lucifer” z 2018 roku. Z tego, co pamiętam,
bardzo solidny był to krążek i został on ciepło przyjęty nie tylko w naszym rodzimym
undergroundzie. Słychać niezaprzeczalnie, że panowie przez ostatnie lata nie
próżnowali. Hord ten wyraźnie okrzepł, nabrał doświadczenia i pewności siebie,
dzięki czemu „Kerygma”, jest materiałem zdecydowanie dojrzalszym i bardziej
dopracowanym. Black Metal, jaki serwuje Chanid Anno Bastardi 2023, jest gęsty i zawiesisty, a przy tym
przepełniony aurą mistycznego okultyzmu. Oczywiście nadal możemy usłyszeć w
tych dźwiękach inspiracje II falą skandynawskiej diabelszczyzny, jednak muzyka
tej grupy posiada niewątpliwie własny charakter, jak i osobowość. Bardzo podoba
mi się to, co czynią tu wiosła. Ich partie, choć dosyć surowe, są mocno
zagęszczone i posiadają ciężki szlif zaczerpnięty z Metalu Śmierci, oraz
nieoczywiste wykończenia. Riffy są złośliwe, w chuj jadowite i poniewierają
okrutnie, a jednocześnie tworzą tajemniczy, mglisty klimat i wibracje, które
bynajmniej do optymistycznych nie należą. Pomiędzy nimi wiją się nasączone
mrokiem akcenty melodyczne, które dodają tej muzyce dodatkowego, czarciego
pazura. Gitarzyści nie ograniczają się jeno do szybkiego kostkowania,
korzystają z różnych technik i motywów, różnicują dynamikę i struktury
harmoniczne, dzięki czemu ich gra wciąga i do pewnego stopnia hipnotyzuje.
Wyśmienitą robotę robi także gardłowy. Ponure, bluźniercze wokale o
demonicznych konotacjach idealnie pasują do warstwy instrumentalnej tego
materiału, a przy tym rozsiewają niepokój w umyśle i sercu słuchacza. Fachowo,
z należytym umiarem i z niewątpliwym znawstwem tematu zastosowano tu także
parapet. Jego partie nie dominują nad poszczególnymi kompozycjami, ale
urozmaicają je wydatnie, potęgując przy tym wspominaną tu już powyżej
ezoteryczno-kabalistyczną aurę tej płyty. Nie możemy zapomnieć także i o sekcji
rytmicznej. Beczki wraz z wyraźnie zaznaczonymi liniami basu rozpierdol sieją
iście wyborny i tworzą zarazem niesamowicie zwarte fundamenty, na których swe
diabelskie hołubce wycinają pozostałe
instrumenty. Pomyli się jednak ten, kto będzie sądził, że sfera ta jest
monotonna. Bynajmniej. Tu także sporo się dzieje, a zarówno bas, jak i
beczki potrafią zdrowo nawywijać. Żałuję tylko, że materiał ten trwa jedynie
trochę ponad 11 minut, choć z drugiej strony lepszy niedosyt, niż nadmiar.
Czekam więc na kolejną produkcję Chanid (mam nadzieję, że będzie to tym razem
drugi, pełny album), gdyż „Kerygma” narobiła mi apetytu na więcej, dużo więcej.
Bardzo dobra płytka. Kupować bez mrugnięcia okiem (nawet tym
kakaowym). Premiera już niebawem.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz