wtorek, 19 grudnia 2023

Recenzja Slow „Abimes I”

 

Slow

„Abimes I”

666 Code 2023

…deep and hard. Tak mi się jakoś to skojarzyło od początku, patrząc na foto promocyjne tego męsko-żeńskiego duetu. Ale to kompletnie nie na temat. Twór o nazwie Slow (czyli Silence Lives Over Whirlpool) istnieje już ponad ćwierć dekady i podobno wynurzył się pierwotnie w rejonach drone ambientowych. Nie wiem, nie słyszałem. Zresztą „Abimes I” jest w ogóle moim pierwszym kontaktem z muzyką tego pana, który to czas jakiś temu do składu dokoptował sobie także panią. Nie wiem po co, chyba do towarzystwa, bo i tak za całość zawartości tego albumu najwyraźniej odpowiada on sam. No ale dobra, do rzeczy. Najwyraźniej twór, którego nazwa najdobitniej odzwierciedla oblicze tworzonej przezeń muzyki przeszedł ewolucję, i obecnie raczy nas funeralnym doomem. I jeśli w chwili pierwszego podejścia spodziewałem się jakiejś kaszany, to muszę ostatecznie skonstatować, że to niegłupie granie jest. Oparte na bardzo mocnych, depresyjnych i miażdżąco ciężkich akordach, okraszonych gdzieś tam pojawiającymi się w tle klawiszowymi firankami, zabarwionymi leciutką nutką melodii i przyozdobionych delikatnymi, solowymi opowieściami gitarowymi. Niezwykle logicznie wszystko płynie tutaj, mimo iż mozolnie, to budując atmosferę mroku i maksymalnego przygnębienia. Tym właśnie klimatem, bo może czysto muzycznie to już nie do końca, Slow kojarzy mi się z Esoteric, nieco uboższym, ale jednak utrzymującym najważniejsze, jak dla mnie, standardy funeral doom metalu. Mam na myśli brak łez i słodyczy. Ta muzyka nie jest smutna czy płaczliwa. Ona przytłacza, dręczy, może i w sposób bezwzględny, ale jednocześnie niebywale kolorowy. Nie wiem, jak pan Déhà poczyna sobie w innych, niezliczonych projektach, w których się udziela, ale „Abimes I” wyszedł mu tak samo wybornie, jak wyszły mu głębokie, potęgujące duszną atmosferę albumu growle. Powiem szczerze, ze od bardzo dawna żaden zespół z tego gatunku muzycznego nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia jak Slow. Słucham tego albumu z otwartym ryjem i płynę… wsiąkam… umieram… A kompletnie nie wierzyłem, że dziewiąty krążek nieznanego mi, praktycznie jednoosobowego projektu, wejdzie mi jak igła w pośladek przy zastrzyku. Jeśli lubicie powoli, to sprawdźcie sobie te cztery trwające trzy kwadranse piosenki. Zapewniam, że warto.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz