Nyrst
„Völd”
Dark Essence Records 2023
Nyrst
jest kwintetem, który powstał w 2013 roku pod nazwą Skuggsja w Rejkiawiku.
Niebawem, bo czwartego grudnia pojawi się ich drugi album. W notce od Dark
Essence Records można przeczytać, że ci muzycy zawiązali swój skład „w celu
stworzenia możliwie najzimniejszego, najbardziej niesamowitego i jałowego
pejzażu dźwiękowego”. Nie wiem, jak leci ich debiut, ponieważ na nim być może
się to udało. Czy założenie to wyszło im w przypadku „Völd”? Osobiście… nie
sądzę. To z czym przyszło mi się zmierzyć podczas słuchania tego albumu, to bez
nikomu niepotrzebnego interludium, sześć numerów black metalu oczywiście. Jak
na Islandię przystało, brzmienie jest raczej ciężkie i bliżej mu momentami do
death metalu, co podkreśla dość przysadzista sekcja rytmiczna. Poza gęstymi
riffami, które atakują w zdecydowany i wzmocniony przez beczki sposób,
spotykamy również chwytliwe tremolo, które wychodząc na pierwszy plan,
przypomina nam, że mamy do czynienia ze skandynawskim black metalem. Te czarcie
zagrywki niekiedy nikną pod nawałem tych bardziej nieokrzesanych akordów, ale
nie do końca, gdyż słychać je jakby w tle, gdzie snują się, tworząc w ten
sposób wraz z prowadzącymi wtedy tonami, ciekawą i całkiem złożoną teksturę. Pod
względem kompozytorskim jest zatem interesująco. Panowie mają przykuwające
uwagę pomysły, które składają się na urozmaicone numery z wielokrotnymi
zmianami tempa, tasujących się patentów na kostkowanie, a także pełnych przejść
między riffami, którym towarzyszą efektowne bębny. Poszczególne kawałki Nyrst
urozmaica klimatycznymi przerywnikami, kiedy to wchodzą do gry klawisze i
motywy wygrywane na czystych strunach. Jeżeli chodzi o te szczególne
inkrustacje poszczególnych kawałków, to rzecz ma się podobnie w warstwie
wokalnej. Od gościa dzierżącego mikrofon dostajemy całą gamę diabelskich intonacji
głosu, aż po czyste i wzniosłe zaśpiewy, przypominające nieco o drugim etapie
kariery Bathory, w którym one królowały. Czy w takim razie ta wypełniona po
brzegi różnorakimi formami muzyka, wybrzmiewająca delikatnie pompatycznością i
niemalże w doskonałym stopniu wyprodukowana, może kojarzyć się z czymś surowym
i chłodnym? Chyba nie. Jak dla mnie to tylko około 45 minut nowoczesnego black
metalu o atrakcyjnej estetyce, który nuży i nie wzbudza żadnych emocji. Na nic
fascynujące zabiegi twórców tu się nie zdały. Znowu nuda.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz