niedziela, 10 grudnia 2023

Recenzja Nyrst „Völd”

 

Nyrst

„Völd”

Dark Essence Records 2023

Nyrst jest kwintetem, który powstał w 2013 roku pod nazwą Skuggsja w Rejkiawiku. Niebawem, bo czwartego grudnia pojawi się ich drugi album. W notce od Dark Essence Records można przeczytać, że ci muzycy zawiązali swój skład „w celu stworzenia możliwie najzimniejszego, najbardziej niesamowitego i jałowego pejzażu dźwiękowego”. Nie wiem, jak leci ich debiut, ponieważ na nim być może się to udało. Czy założenie to wyszło im w przypadku „Völd”? Osobiście… nie sądzę. To z czym przyszło mi się zmierzyć podczas słuchania tego albumu, to bez nikomu niepotrzebnego interludium, sześć numerów black metalu oczywiście. Jak na Islandię przystało, brzmienie jest raczej ciężkie i bliżej mu momentami do death metalu, co podkreśla dość przysadzista sekcja rytmiczna. Poza gęstymi riffami, które atakują w zdecydowany i wzmocniony przez beczki sposób, spotykamy również chwytliwe tremolo, które wychodząc na pierwszy plan, przypomina nam, że mamy do czynienia ze skandynawskim black metalem. Te czarcie zagrywki niekiedy nikną pod nawałem tych bardziej nieokrzesanych akordów, ale nie do końca, gdyż słychać je jakby w tle, gdzie snują się, tworząc w ten sposób wraz z prowadzącymi wtedy tonami, ciekawą i całkiem złożoną teksturę. Pod względem kompozytorskim jest zatem interesująco. Panowie mają przykuwające uwagę pomysły, które składają się na urozmaicone numery z wielokrotnymi zmianami tempa, tasujących się patentów na kostkowanie, a także pełnych przejść między riffami, którym towarzyszą efektowne bębny. Poszczególne kawałki Nyrst urozmaica klimatycznymi przerywnikami, kiedy to wchodzą do gry klawisze i motywy wygrywane na czystych strunach. Jeżeli chodzi o te szczególne inkrustacje poszczególnych kawałków, to rzecz ma się podobnie w warstwie wokalnej. Od gościa dzierżącego mikrofon dostajemy całą gamę diabelskich intonacji głosu, aż po czyste i wzniosłe zaśpiewy, przypominające nieco o drugim etapie kariery Bathory, w którym one królowały. Czy w takim razie ta wypełniona po brzegi różnorakimi formami muzyka, wybrzmiewająca delikatnie pompatycznością i niemalże w doskonałym stopniu wyprodukowana, może kojarzyć się z czymś surowym i chłodnym? Chyba nie. Jak dla mnie to tylko około 45 minut nowoczesnego black metalu o atrakcyjnej estetyce, który nuży i nie wzbudza żadnych emocji. Na nic fascynujące zabiegi twórców tu się nie zdały. Znowu nuda.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz