MORTIS DEI
„Hail Aliens” (Ep)
Independent 2019
No
i przyszedł czas, aby zaprezentować gwiazdę wieczoru na XXII edycji The
LastWords of Death…, choć tak naprawdę jakoś specjalnie zespołu Mortis Dei
chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, wszak to kawał historii naszego rodzimego
Death Metalu. Różnie to z nimi bywało, mieli lepsze i gorsze chwile, jednak
Grzegorz i spółka zawsze podążali swoją drogą, a ich muzyka miała własny
charakter i indywidualny szlif, mimo niezaprzeczalnych inspiracji najlepszymi w
tej branży kapelami z naszego globu. Tego, że od zawsze ceniłem sobie ich
twórczość, dodawać chyba nie muszę? Przyznaję jednak otwarcie, że ostatnie dwa
pełne albumy grupy, czyli „Last Failure” i „Salvation Never Comes” średnio mi
leżały. Za dużo było w nich jak dla mnie melodyjnego pitolenia (zwłaszcza w
sferze gitar), a za mało soczystego pierdolnięcia. Jednak ostatni jak na razie
ich materiał, czyli zarejestrowana w 2019 roku Ep’ka „Hail Aliens”, na której
niejako oparte jest moje wypracowanie, to rzecz, która kurwa po prostu
kompleksowo niszczy obiekty budowlane, jak i organizmy żywe! Chłopaki
zaprezentowali tu bowiem w chuj gęsty Metal Śmierci o bardzo wysokim stopniu
technicznego zaawansowania. Beczki gniotą okrutnie, siejąc tu zarazem
rozpierdol, jak się patrzy, zawiesisty, wyrazisty bas wyrywa wnętrzności bez
srania po krzakach, wiosła patroszą brutalnie, wycinając
przy tym precyzyjne, miażdżące riffy poparte dopracowanymi, szykownymi
solówkami i ze smakiem użytymi atonalnymi akordami, oraz harmoniami, które nie
raz powodują opad szczęki. Pozostały zatem do omówienia jeszcze partie wokalne.
Można je w zasadzie podsumować jednym słowem. Majstersztyk! Kobra zrobił tu
taką robotę, że klękajcie narody (nie pierwszy zresztą raz). Myślę, że każda
kapela metalowa chciałaby mieć w swych szeregach tak charyzmatycznego
wokalistę, jak Łukasz. Jednym słowem „Hail Aliens”, to produkcja wyśmienita,
która powinna znaleźć się na półce każdego maniaka Metalu Śmierci, o ile kiedyś
ujrzy światło dzienne w jakiejś fizycznej formie. Wiem, że od tego czasu (czyli
od 2019 roku) trochę się u Mortisów zmieniło, ale wierzcie mi, nowi muzycy,
którzy pojawili się w składzie, czują bluesa. Mało tego, uważam, że to
najmocniejszy skład Mortis Dei od czasu nagrania miażdżącego „The Loveful Act
of Creation”, czyli od czasu, kiedy na pokładzie zespołu byli jeszcze Maciej
(RIP), Waleń (RIP) i Niemiec. Tak więc zapraszam wszystkich na recital Mortis
Dei 9.12.2023 r. Przekonacie się wówczas, że nowy skład na żywca po prostu
miażdży, a każdego, kto się z tym nie zgadza, wyzywam po ich koncercie na walkę konną, albo
pieszą na gołe klaty. Tako rzeczy…
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz