WIJ
„Przestwór”
Piranha Music 2023
„Wypłynąłem
na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów
powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.
Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;
Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek
łodzi;
…Jak Cicho! – słyszę ciągnące żurawie,
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysa w trawie,
Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.
W takiej ciszy – tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos …” Wija
Początek
tej recenzji to oczywiście fragmenty „Stepów Akermańskich” Adama Mickiewicza.
Nie wiedzieć czemu, praktycznie zaraz po zapoznaniu się z drugim, pełnym
albumem ansamblu Wij, zatytułowanym „Przestwór” przyszedł mi na myśl ten
wiersz. Przyszedł i nie chce odejść, każdorazowo bowiem, gdy włączam sobie ów
krążek, słowa te kołaczą się wewnątrz mej głowy. Być może przyczyną jest tu
pewna poetyka tekstów, z jaką mamy niewątpliwie do czynienia w przypadku tej
płyty, a może sprawiły to dźwięki, które wymykają się jednoznacznej ich
klasyfikacji, bądź doskonała, sugestywna okładka? Sam nie wiem? Prawdą jest
więc chyba stwierdzenie, że nie ma ludzi zdrowych, są tylko niedokładnie
zbadani. Dajmy już jednak temu spokój, a przejdźmy do sedna sprawy, czyli do
muzyki zawartej na drugim pełniaku Wija. Zespół rzeźbi więc na tej produkcji
nuty, które pełnymi garściami czerpią zarówno ze spuścizny klasycznego Doom
Metalu, jak i zapiaszczonego, ciężkiego Stoner Rocka. Napotkamy więc na tej
kreacji tłuste, gniotące konkretnie, organiczne bębny, pełzające, ciężkie,
przesycone piaskowym pyłem, niekiedy wręcz przytłaczające linie wiosła o
transowych zapędach i pełne ekspresji, różnobarwne wokale, do których jednak
trzeba nieco przywyknąć. Wnikliwi słuchacze odnajdą tu niemało ciekawych,
zdobnych haftów, falbanek i elementów zdobniczych inspirowanych bluesem, czy
szeroko pojętą klasyką rocka. Podobnie, jak na pierwszym ich albumie muzyka
wykonywana przez Wij jest oparta raczej na prostych kompozycjach (nie od dziś
wiadomo, że w prostocie siła), jednak „Przestwór” jest ponad wszelką wątpliwość
płytą mocniej przemyślaną, bardziej dopracowaną i eklektyczną w każdym calu.
Mniej tu improwizacji rodem z kwaśnych lat 70-tych, a więcej konkretów (zarówno
jeżeli chodzi o brzmienie, jak i same struktury kompozycji). Cały czas jednak
wałki te są chwytliwe, zadziorne i beret potrafią przeorać niewąsko, wszak posiadają
charakterystyczny, rzekłbym nawet, że „Wijowy” klimat, a do tego wiele
rytmicznych permutacji o zmiennych teksturach i dynamice. A to oczywiście nie
wszystko, gdyż Wij wie, jak wciągnąć słuchacza w zaklęte rewiry swej muzy. Żeby
jednak nie było zbyt słodko, to brakuje mi tu solidnych, basowych dołów, choć
gitara gra niesamowicie gęsto i zawiesiście (Palec naprawdę wykonuje tu
zajebistą robotę, czapki z głów), to jednak czterech strun nie zastąpi, choćby
nie wiem, jak by się starała (takie przynajmniej jest moje zdanie). Cóż mam Wam
jeszcze o tej płycie napisać? Ja jestem kupiony jej zawartością, mimo mych
czysto subiektywnych, drobnych zastrzeżeń. Mam jednak świadomość, że nie
wszystkim czytelnikom Apocalyptic Rites wejdzie takie granie, wierzcie mi
jednak, warto dać szansę temu albumowi, gdyż to w tych klimatach granie
doprawdy wyśmienite. Ja za każdym razem, gdy kończy się „Przestwór”, mam
wrażenie, że to Wij gra jeszcze, a to echo grało.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz