piątek, 29 grudnia 2023

Recenzja Oro „Vid Vägs Ände”

 

Oro

„Vid Vägs Ände”

Hammerheart Rec. 2023

Oro to dość popularne mydło dezynfekujące z okresu PRL-u. Za czasów socjalizmu wszystkie pryszczole myły tym twarz, w nadziei że trądzik w magiczny sposób zniknie. To także zespół ze Szwecji, który kilka tygodni temu po raz drugi ukazał światu swój duży album. Pierwszego nie słyszałem, więc odnosić się nie będę i przejdę bezpośrednio do zawartości „Vid Vägs Ände”. Panowie grają sludge metal. Jako iż za oknem chuj nie zima, muzyka ta idealnie pasuje do aury, jaka nam w chwili obecnej towarzyszy. Dużo bowiem w tych ciężkich dźwiękach smutku i nostalgii. Tylko takiej bolesnej, a nie przesłodzonej do porzygania. Sporo tu także negatywnych emocji. Bo poza instrumentarium, to właśnie one stanowią najsilniejszy punkt tej płyty. Muzycy rzeźbiąc mozolnie ciężkimi akordami, snującymi się niespiesznie, raz mamroczącymi gdzieś głębiej, po chwili, niczym orka, wyskakujących gwałtownie na powierzchnię,  malują swój jesienny obraz na którym próżno szukać przejawów radości. Natomiast artysta pędzlem tworzy wzory nie do końca przewidywalne, często zmieniając technikę nakładania kolejnych warstw szarości. W kompozycjach Oro wiele jest momentów właśnie wielopłaszczyznowych, gdzie poszczególne ścieżki wzajemnie się przeplatają i uzupełniają, co tworzy bardzo ciekawy dialog między melodiami. Nie brak tu także momentów bardzo nastrojowych, będących niczym dziwna cisza przed uderzeniem pioruna, który nadchodzi nie wiedzieć skąd. Cieszę się, że nie ma tutaj przesadnych kombinacji z wokalem, bowiem dominują tutaj growle i silne krzyki (nawiasem mówiąc w języku szwedzkim), co zdecydowanie stawiam po stronie zalet rzeczonego materiału. Przyznać trzeba, że panowie bardzo się postarali, by ich piosenki nie nudziły, wrzucając do nich elementy różnych stylów muzycznych. Jest tu trochę blackmetalowych nawiązań, typowo sludge’owego rytmu, doomowego ciężaru czy też grania akustycznego. To wszystko do kupy składa się na wyraźny przedrostek „post” przed jakimkolwiek określeniem muzyki Oro. Tym razem jest to jednak komplement, bowiem czuć, że, pomimo nieco zakurzonych już wpływów, Szwedzi starają się myśleć poza pudełkiem i naprawdę ciekawie kombinują. Sporo na tym albumie wciągających harmonii, o różnej kategorii wagowej, dzięki czemu te nagrania nie nudzą, a wręcz przeciwnie, kuszą, by „Vid Vägs Ände” włączyć od początku gdy tylko się kończy. I ten klimat o którym wspomniałem. Czuć, że wszystko płynie tutaj prosto z serca i opowiada historię prawdziwą. Wszedł mi ten krążek naprawdę mocno. Zdecydowanie warto się zapoznać.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz