Oro
„Vid Vägs Ände”
Hammerheart Rec. 2023
Oro to dość popularne mydło dezynfekujące z okresu
PRL-u. Za czasów socjalizmu wszystkie pryszczole myły tym twarz, w nadziei że
trądzik w magiczny sposób zniknie. To także zespół ze Szwecji, który kilka
tygodni temu po raz drugi ukazał światu swój duży album. Pierwszego nie
słyszałem, więc odnosić się nie będę i przejdę bezpośrednio do zawartości „Vid
Vägs Ände”. Panowie grają sludge metal. Jako iż za oknem chuj nie zima, muzyka
ta idealnie pasuje do aury, jaka nam w chwili obecnej towarzyszy. Dużo bowiem w
tych ciężkich dźwiękach smutku i nostalgii. Tylko takiej bolesnej, a nie
przesłodzonej do porzygania. Sporo tu także negatywnych emocji. Bo poza
instrumentarium, to właśnie one stanowią najsilniejszy punkt tej płyty. Muzycy
rzeźbiąc mozolnie ciężkimi akordami, snującymi się niespiesznie, raz
mamroczącymi gdzieś głębiej, po chwili, niczym orka, wyskakujących gwałtownie
na powierzchnię, malują swój jesienny obraz
na którym próżno szukać przejawów radości. Natomiast artysta pędzlem tworzy
wzory nie do końca przewidywalne, często zmieniając technikę nakładania
kolejnych warstw szarości. W kompozycjach Oro wiele jest momentów właśnie
wielopłaszczyznowych, gdzie poszczególne ścieżki wzajemnie się przeplatają i
uzupełniają, co tworzy bardzo ciekawy dialog między melodiami. Nie brak tu
także momentów bardzo nastrojowych, będących niczym dziwna cisza przed uderzeniem
pioruna, który nadchodzi nie wiedzieć skąd. Cieszę się, że nie ma tutaj
przesadnych kombinacji z wokalem, bowiem dominują tutaj growle i silne krzyki
(nawiasem mówiąc w języku szwedzkim), co zdecydowanie stawiam po stronie zalet
rzeczonego materiału. Przyznać trzeba, że panowie bardzo się postarali, by ich
piosenki nie nudziły, wrzucając do nich elementy różnych stylów muzycznych.
Jest tu trochę blackmetalowych nawiązań, typowo sludge’owego rytmu, doomowego
ciężaru czy też grania akustycznego. To wszystko do kupy składa się na wyraźny
przedrostek „post” przed jakimkolwiek określeniem muzyki Oro. Tym razem jest to
jednak komplement, bowiem czuć, że, pomimo nieco zakurzonych już wpływów,
Szwedzi starają się myśleć poza pudełkiem i naprawdę ciekawie kombinują. Sporo
na tym albumie wciągających harmonii, o różnej kategorii wagowej, dzięki czemu
te nagrania nie nudzą, a wręcz przeciwnie, kuszą, by „Vid Vägs Ände” włączyć od
początku gdy tylko się kończy. I ten klimat o którym wspomniałem. Czuć, że
wszystko płynie tutaj prosto z serca i opowiada historię prawdziwą. Wszedł mi
ten krążek naprawdę mocno. Zdecydowanie warto się zapoznać.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz