„Ziemia
Obiecana”
Tomb
of Cult 2023
Kontynuując
zacną inicjatywę przedstawiania zespołów, które zagrają na najnowszej edycji
Ostatnich Słów Śmierci mam niekłamaną przyjemność zaprezentować Wam Łódzki
ansambl CUG. Wy także zastanawiacie się, jak interpretować nazwę zespołu? Wszak
słowo cug ma przecież wiele znaczeń. Może to być na ten przykład przeciąg,
przepływ powietrza w piecu, zaprzęg składający się z sześciu, bądź czterech
koni zaprzężonych parami. Jeżeli jednak wszystko napiszemy wielkimi literami,
czyli CUG, to wówczas okaże się, że chodzi o Czyste Urządzenie Gaśnicze.
Dociekanie genezy nazwy zespołu nie jest jednak dla mnie celem egzystencjalnym.
Najważniejsza jest muza, jaką panowie zaprezentowali na swym debiutanckim albumie
długogrającym, który ukazał się w drugiej połowie kwietnia pod sztandarami Tomb
of Cult. „Ziemia Obiecna”, bo tak brzmi jego tytuł, to materiał jak się patrzy.
Klasycznie korzenny, mocno miejscami surowy Thrash Metal, jaki grupa
zaprezentowała na tej płycie, potrafi spuścić słuchaczowi naprawdę konkretny
wpierdol. Nie bawią się panowie w żadne tańce, połamańce, tylko napierają ile
sił, a sił, jak słychać mają sporo, gdyż jak już wspominałem w poprzednim
zdaniu wykurw ma ta płytka niewąski. Beczki są tłuściutkie i jadą dziarsko, treściwy
bas pomyka zajebiście, partie wioseł są agresywne, i chwilami wręcz ociekają
jadem, a zawadiackie, cierpkie, pełne temperamentu, drapieżne wokale wybornie
korespondują z warstwą muzyczną tego krążka, dodając mu jednocześnie dodatkowej
mocy i siły wyrazu. Jebnięcie „Ziemi Obiecanej” podkręcają także elementy
brudnego HC/Punka starej szkoły, jak i faktury znane z nieco cięższych odmian
metalowego łomotu, czy też nieco bardziej melodyjne (lecz równie mocno
rzucające się na łepetynę) akcenty, nierzadko zapędzające się na terytoria
bardziej kombinowanego grania. Osobny akapit należy się tekstom tej produkcji.
„Ziemia Obiecana” Reymonta, to klasyk polskiej powieści, który ukazuje obraz
konfliktów kapitalistycznej Łodzi końca XIX wieku. Nie wiem, czy dobrze
kombinuję, gdyż nie ryłem w tych lirykach, jak świnia w ziemi w poszukiwaniu
trufli, jednak odnoszę wrażenie, że owo dzieło stanowiło pewną inspirację, a
zarazem zostało potraktowane z niemałym przymrużeniem oka i pewnym dystansem do
miasta, w którym przyszło im żyć. Oba te składniki, czyli muzyka i teksty
sprawiają, że pierwszy pełniak CUG uważam za płytkę w chuj zajebistą, i już
zacieram łapska, na grudniowy koncert, gdyż na żywca te dźwięki dojebać muszą
okrutnie, innej opcji kurwa nie ma! Do zobaczyska.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz