środa, 4 czerwca 2025

Recenzja Fer De Lance „Fires On The Mountainside”

 

Fer De Lance

„Fires On The Mountainside”

Cruz Del Sur Music 2025

Fer De Lance to czwórka muzyków z Chicago, która wydaje właśnie swój drugi album. Zachwycą się nim przede wszystkim wielbiciele takich kapel jak Atlantean Kodex czy też Doom Sword, ale bez problemu powinna dotrzeć także do sympatyków wikińskiego okresu Bathory. Amerykanie bowiem grają bardzo melodyjny heavy metal, który delikatnie wymyka się standardom, ponieważ chwytliwości wydobywające się z ich instrumentów są wysoce epickie, co kieruje muzykę tego kwartetu w doomowe rejony. Dzieje się tak za sprawą mocnych wokali oraz ciężkiej sekcji rytmicznej, która jeszcze podbija gęściejsze momenty gry gitar, bo Fer De Lance potrafi także przyhamować i przycisnąć do gleby wolniejszymi partiami o wysokim ładunku klimatyczności. Poza tym, panowie jadą w zmiennych tempach, lecz rzadko windują prędkość i trzymają się raczej średniej agogiki, która płynnie częstuje porywającą i chwilami folkową melodyką. Wciągają one swym żarem niczym te najlepsze w twórczości Running Wild i zachwycają fantastyczną atmosferą, której tutaj co niemiara, gdyż wypełnia ona niemalże każdą chwilę tego albumu. Fer De Lance nie zapomina również o niebywałych solówkach i sentymentalnych przerywnikach, które kreślą bajkowy, mityczny świat. Dzięki energicznie poprowadzonym akordom i wspaniałemu śpiewowi niejakiego MP Papai, znajdujemy się w jego samym środku i nie chcemy z niego wyjść. Spektakularny heavy metal, do którego określenia użyłbym jeszcze terminów „power” i „doom”, ale i kilka blackowych elementów także na tym wydawnictwie można usłyszeć. Amerykanie sprawnie połączyli tych kilka gatunków i zarejestrowali magiczny materiał, który swymi pełnymi rozmachu riffami kołysze nieziemsko. Jeśli znudziły się Wam te wszystkie gruzy i szatańskie dźwięki, to sięgajcie po „Fires On The Mountainside” bez wahania.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz