Fer
De Lance
„Fires
On The Mountainside”
Cruz Del Sur Music 2025
Fer
De Lance to czwórka muzyków z Chicago, która wydaje właśnie swój drugi album.
Zachwycą się nim przede wszystkim wielbiciele takich kapel jak Atlantean Kodex
czy też Doom Sword, ale bez problemu powinna dotrzeć także do sympatyków
wikińskiego okresu Bathory. Amerykanie bowiem grają bardzo melodyjny heavy
metal, który delikatnie wymyka się standardom, ponieważ chwytliwości
wydobywające się z ich instrumentów są wysoce epickie, co kieruje muzykę tego
kwartetu w doomowe rejony. Dzieje się tak za sprawą mocnych wokali oraz
ciężkiej sekcji rytmicznej, która jeszcze podbija gęściejsze momenty gry gitar,
bo Fer De Lance potrafi także przyhamować i przycisnąć do gleby wolniejszymi
partiami o wysokim ładunku klimatyczności. Poza tym, panowie jadą w zmiennych
tempach, lecz rzadko windują prędkość i trzymają się raczej średniej agogiki,
która płynnie częstuje porywającą i chwilami folkową melodyką. Wciągają one
swym żarem niczym te najlepsze w twórczości Running Wild i zachwycają
fantastyczną atmosferą, której tutaj co niemiara, gdyż wypełnia ona niemalże
każdą chwilę tego albumu. Fer De Lance nie zapomina również o niebywałych
solówkach i sentymentalnych przerywnikach, które kreślą bajkowy, mityczny
świat. Dzięki energicznie poprowadzonym akordom i wspaniałemu śpiewowi
niejakiego MP Papai, znajdujemy się w jego samym środku i nie chcemy z niego
wyjść. Spektakularny heavy metal, do którego określenia użyłbym jeszcze
terminów „power” i „doom”, ale i kilka blackowych elementów także na tym
wydawnictwie można usłyszeć. Amerykanie sprawnie połączyli tych kilka gatunków
i zarejestrowali magiczny materiał, który swymi pełnymi rozmachu riffami
kołysze nieziemsko. Jeśli znudziły się Wam te wszystkie gruzy i szatańskie
dźwięki, to sięgajcie po „Fires On The Mountainside” bez wahania.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz