Scythrow
„Blameless Severed
Extremities”
Murder Rec. 2025
Scythrow pochodzą z Finlandii, i podobno na
pierwszych dwóch albumach, które ukazały się jedynie cyfrowo, grali thrash metal. Nie wiem,
nie słyszałem. Wiem natomiast, że na „Blameless Severed Extremities” poszli
zupełnie inną ścieżką, i to chyba słuszną, bowiem zaraz znaleźli się wydawcy
chętni na sygnowanie tego materiału swoim logo. W zeszłym roku wersję CD
wypuściła Awakening Records, ja natomiast cieszę się właśnie tegoroczną taśmą
od Murder Records. I to cieszę się tak bardzo, że banan praktycznie nie znika
mi z twarzy przez trzydzieści pięć minut. Tyle bowiem trwa ten materiał. Jest
to death metal w bardzo klasycznej postaci, osadzony głęboko w tradycji lat
dziewięćdziesiątych. Jednocześnie bardzo zróżnicowany pod względem
stylistycznych odłamów gatunku. Finowie nie ograniczają się zbytnio, sięgając
do źródełka inspiracji po masywne, niespieszne mielenie od Disma / Funebrarum,
grindowe elementy przeplatane niemal rockową skocznością od Xysma, wkręcający
się w głowę groove od Benediction, rytmiczne mielenie od Cannibal Corpse albo
porywające harmonie w szwedzkim stylu od Edge of Sanity. Oczywiście to tylko
kilka podpowiedzi, bowiem materiał Scythrow jest na tyle bogaty i pełen
ciekawych aranżacji, że można by się doszukiwać kolejnych niezliczonych
inspiracji, a i tak na końcu przyszedłby ktoś inny i dodał kolejne od siebie.
Rzecz w tym, że Finowie w swojej muzyce łączą wszystko, co tak naprawdę w death
metalu istotne, zarówno elementy proste, walące prosto w ryj, jak i zagrywki
nieco bardziej techniczne. Co istotne, robią to w taki sposób, że o żadnym
dysonansie, czy kombinowaniu dla zasady nie ma mowy. Muzycy unikają
wielokrotnych powtórzeń czy przesadnych zapętleń, dzięki czemu w ich
kompozycjach cały czas coś się dzieje. Słuchając tych nagrań można przenieść
się myślami do lat, kiedy gatunek przeżywał swoje złote lata, i bynajmniej nie
ma w tym stwierdzeniu ani odrobiny przesady. Wspomnieć też wypada, że nagrania
te brzmią dokładnie tak, jak wymaga tego staroszkolna formuła. A dla mnie
dodatkowym dreszczykiem jest wplecenie na wstępie do utworu tytułowego
filmowego sampla z kultowego „Autostopowicza” z Rutgerem Hauerem. „Blameless
Severed Extremities” nie wnosi nic nowego do kanonu gatunku, ale i nie taki był
zamysł autorów. Jest to album, którego posłuchać nie zaszkodzi, a jestem
przekonany, że niejednemu maniakowi śmierć metalu z lat dziewięćdziesiątych
wkręci się w głowę niczym korkociąg. Dobra rzecz.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz