Mortalha
Negra
„Necromante”
Helldprod Rec. 2025
Mortalha Negra to jednoosobowy projekt z Brazylii,
za który odpowiedzialny jest A. Exekutör, człowiek udzielający się obecnie, i
uprzednio, czy to autorsko, czy koncertowo, w całej masie zespołów, żeby tylko
wymienić Flageladör, Imperador Belial, Orgia Nuclear i Whipstriker, z tych
bardziej rozpoznawalnych. Chłop doświadczenie muzyczne zatem ma spore, i to
zdecydowanie na tej EP-ce słychać. A pod szyldem Mortalha Negra rzeczony muzyk
postanowił pograć sobie starej szkoły thrash / speed metal w dość brudnej
formie. Brudnej, bowiem nagrania te brzmią bardzo organicznie i piwnicznie, co
nie znaczy, że asłuchalnie. Tutaj równowaga zachowana została na idealnym
poziomie, bo pajęczyny i kurz na strunach jest, a zarazem wszystko jest
doskonale czytelne i przejrzyste. Co do samej muzyki, to absolutnie zero
innowacji. Te cztery numery to zagrany na znacznej prędkości hołd dla lat
osiemdziesiątych, i twórców takich jak… A zresztą, co ja wam będę palcem
pokazywał, klasykę znać każdy przecież powinien, a odniesienia do niej są w tym
przypadku razcej oczywiste. Posłuchajcie sobie choćby riffu w połowie „Insurreição
De Forças Infernais” i powiedzcie, że nie słyszycie tam inspiracji kawałkiem
„Black Magic”, wiadomo kogo. Na „Necromante” nie chodzi o wynajdowanie prochu
na nowo, bo i bez tego materiał ten jest silnie wybuchowy. A na pewno u
starszych załogantów wywoła uczucie nostalgii. Tym bardziej, że czuć w tych
piosenkach ducha Ameryki Południowej. Może nie aż tak prostolinijnie jak to
często bywa, ale jednak. Ponadto chwilami gdzieś tam, w tyle głowy, wybrzmiewa
mi przy tych dźwiękach skojarzenie z rock’n’rollowym feelingiem Motörhead, ale
bardziej na zasadzie metalowego odpowiednika niż czysto muzycznych inspiracji.
Zresztą, czego bym nie napisał, konkluzja i tak była by jedna. Brazylijczyk
nagrał muzykę, która jest w chuj szczera, ma niezaprzeczalny flow, oddaje
pokłon starym czasom, a z czym my ją sobie w głowie połączymy, to już zależy
tylko i wyłącznie od nas samych. Konotacji jest tutaj bowiem co nie miara. A
mimo to, „Necromante” nie jest jakąś kalką czy próbą naśladowania kogokolwiek.
Dlatego słucha się tych czterech numerów zajebiście, zwłaszcza po trzech
zimnych browarkach. Dla jednych będzie to, jak mniemam, pozycja poboczna, którą
można olać, inni z kolei spędzą przy niej wiele przyjemnych wieczorów. Ja
zdecydowanie należę do tej drugiej grupy.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz