Sargeist
„Flame
Within Flame”
W.T.C. Productions 2025
Sargeist
każdy maniak black metalu zna chociażby dlatego, że istnieją od 1999 roku, a
przez tyle lat siłą rzeczy nie zetknąć się z tą kapelą to raczej mało
prawdopodobna opcja. Panowie właśnie wydali swój szósty album, na którym
znajdziecie dziewięć numerów fińskiej rogacizny. Sargeist nie zszedł z
wcześniej obranych torów i nadal proponuje fanom tradycyjnie ujęty bleczur z
dużą dawką melodii, przynosząc powiew zimnego powietrza z północnej strony
kontynentu. Nic w muzyce tego kwartetu się nie zmieniło, bo w dalszym ciągu są
to hipnotyczne akordy, które mkną przed siebie w całkiem szybkim tempie,
okresowo się zapętlając, ale potrafiące też zmienić kierunek, częstując
przejściem w inne takty. Zwalniają wtedy nieco, aby roztoczyć melancholijną
aurę, po czym przerodzić się we wściekłe i mroźne uderzenie. To black metal
oparty głównie o lodowate tremolo, które wspiera silna sekcja rytmiczna i
szorstkie wokale, ale nastawiony na klimatyczne rzępolenie. Mieszają się w nim
dwa rodzaje chwytliwości. Są to sentymentalne i umiarkowanie wojownicze
melodie, które nadają ton tej płycie, ocieplając troszeczkę płynący z
tutejszych riffów zimny wiatr. Oczywiście ten black metal zawiera w sobie
również odrobinę klasycznego, thrashowego kostkowania, które nadaje ostrości
temu materiałowi tak, żeby nie niósł ze sobą jedynie urokliwych harmonii więc
wprowadza do nich także trochę diabolicznych fluidów. Pozwala to miejscami
oderwać się od jego fantazyjnie omamiającej atmosfery i posmakować
północnoeuropejskiej agresywności, bo to w końcu zła muzyka. Cóż, najnowsza
propozycja od Sargeist jest typowym black metalem z początku dwudziestego
wieku, który na przemian pozwala odpłynąć za sprawą subtelnej melodyki jak i
poczuć delikatne ciarki na skórze od mroczniejszych riffów. Jak dla mnie nazbyt
stonowany. Wchodzi gładko i nic po sobie specjalnego nie zostawia, lecz fani
takiego stylu z pewnością będą zadowoleni.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz